| Strona: 1 / 3>>> strony: [1]23 |
STANISŁAW MICHALKIEWICZ | |
| | marcus | 21.06.2014 18:49:04 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1870804 Od: 2014-5-4
Ilość edycji wpisu: 2 |
TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA
O szczęśliwa wino! „Tusku matole! Twój rząd obalą kibole!” – wykrzykiwali kibice demonstrujący w Białymstoku przeciwko zamykaniu stadionów. Miejscowy policmajster („policmajster powinność swej służby zrozumiał”) najwyraźniej zwietrzył okazję do awansu, bo zarządził masowe zatrzymania demonstrujących pod zarzutem „demonstracyjnego okazywania w miejscu publicznym lekceważenia narodu polskiego, Rzeczypospolitej Polskiej lub jej naczelnych organów”. Jestem całkowicie przekonany, że autor tej kwalifikacji prawnej nie był w momencie jej sporządzania pijany. To wszystko z lizusostwa i nadgorliwości.
Jakże inaczej wytłumaczyć sytuację, gdy wykrzykującym „Tusku matole!” stawia się zarzut „ demonstracyjnego lekceważenia narodu polskiego”? Przecież Donald Tusk nie jest „narodem polskim” W ogóle nie jest żadnym „narodem”, tylko pojedynczą osobą – o czym policja nie może nie wiedzieć, bo przecież każdy policjant potrafi zliczyć do trzech, a cóż dopiero – do jednego?
Nie jest również Rzeczpospolitą Polską – bo konstytucja powiada, że Rzeczpospolita Polska jest „demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Czy Donald Tusk jest „demokratycznym państwem prawnym”? W żadnym wypadku! Państwo musi mieć pewne artybuty, jak np. terytorium, ludność i władzę. Czy Donald Tusk ma terytorium? Nic na ten temat nie wiadomo. Może ma jakieś nieruchomości, ale żeby uznawać je za „terytorium”, to gruba przesada. Ludność? Czy Platformę Obywatelską można uznać za „ludność” Donalda Tuska? Z pozoru może na to wyglądać, ale warto zwrócić uwagę, że o przynależności jakiejś ludności do państwa decyduje obywatelstwo. Czy członkowie Platformy obywatelskiej są obywatelami Donalda Tuska? W żadnym wypadku. Gdyby byli obywatelami Donalda Tuska nie mogliby być ani posłami, ani senatorami Rzeczypospolitej Polskiej. Może mogliby zostać ministrami, bo w naszym nieszczęśliwym kraju zdarzało się już, że ministrami zostawali np. poddani brytyjscy.
Wreszcie władza. Czy Donald Tusk jest władzą? Formalnie tak – ale w takim razie dlaczego nie wolno mu było zdymisjonować ministra Aleksandra Grada, kiedy ten w wyznaczonym przez Donalda Tuska terminie nie znalazł inwestora strategicznego dla stoczni? Dlaczego Donald Tusk zrezygnował z kandydowania w wyborach prezydenckich – chociaż wszyscy wiedzą, że bardzo chciał? Czy opinia publiczna zna odpowiedzi na te pytania? A jakże! Wygląda zatem na to, że wszyscy skazani jesteśmy na domysły, ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie, domyślajmy się! Ja na przykład się domyślam, że Donald Tusk jest postawiony pod władzą Sił Wyższych. Skoro tak, to znaczy, że sam żadną władzą nie jest, to chyba jasne? Wreszcie – czy Donald Tusk „urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej”? Wolne żarty! No dobrze – ale skoro tak, skoro ani nie ma terytorium, ani nie ma ludności, ani nie ma władzy, ani nawet nie urzeczywistnia zasad sprawiedliwości społecznej to znaczy, że Donald Tusk nie jest również Rzeczpospolitą Polską. Więc może Donald Tusk jest „naczelnym organem” Rzeczypospolitej Polskiej? Też nie jest, bo według konstytucji organem takim jest prezydent i Rada Ministrów, a premier ją tylko „reprezentuje” – ale na miłość Boską – przecież nie wobec kibiców!
Wygląda zatem na to, że policja w Białymstoku lekce sobie waży obowiązujące prawo, tylko, podobnie jak za cara i za komuny – podlizuje się każdemu, kto może komendantowi zapewnić awans. Okazuje się, że mimo sławnej transformacji ustrojowej, jaką pod nadzorem generała Czesława Kiszczaka i wojskowej razwiedki przeprowadzili agenci i pożyteczni idioci, kontynuacja jest większa, niż komukolwiek mogłoby się wydawać i gdyby tak dzisiaj jakimś cudem zmartwychwstał Józef Stalin, to nie ulega dla mnie wątpliwości, że cała policja natychmiast przestawiłaby się na myślenie po stalinowsku bez potrzeby zmieniania jakiejkolwiek ustawy czy nawet rozporządzenia. A wszystko dlatego, że kibice sprofanowali redaktora Adama Michnika, przypominając przy pomocy olbrzymiego transparentu, skąd wyrastają mu nogi. Takie to ci świętokradztwo – ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. O szczęśliwa wino, dzięki której mogliśmy przecież poznać nie tylko prawdziwą hierarchię władzy w naszym nieszczęśliwym kraju, ale również – zorientować się, że dyspozycyjność tak zwanych „organów” jest dzisiaj taka sama, jak za czasów Feliksa Dzierżyńskiego i gdyby tak zaszła potrzeba, gdyby tylko Siły Wyższe dały cynk, to nasz nieszczęśliwy kraj spłynąłby krwią wrogów ludu, na których jakieś paragrafy przecież by się znalazły.
Nie jest to zresztą jedyne świętokradztwo, jakiego świadkiem był nasz nieszczęśliwy kraj. Oto 11 kwietnia, podczas spotkania zorganizowanego przez studentów KUL na temat jego filmu o eugenice, Grzegorz Braun odpowiadając na pytanie któregoś z uczestników spotkania powiedział, że JE abp Józef Życiński był „kłamcą i łajdakiem”, po czym opinię tę o nieboszczyku uzasadnił. Odpowiedź najwyraźniej publiczności przypadła do gustu, o czym świadczyły tzw. burnyje apłodismienty.
Aliści ponad miesiąc później, dokładnie w dniu, gdy na skutek jakiegoś niedostatku koordynacji, państwowa telewizja puściła ów film, „Gazeta Wyborcza” podniosła niebywały klangor z powodu obrazy majestatu nieboszczyka, a właściwie – NIEBOSZCZYKA. Na znak dany przez tresera, władze KUL, z Jego Magnificencją, ks. prof. Wilkiem na czele, natychmiast zaczęły posłusznie skakać z gałęzi na gałąź, wykazując się nie tylko świetną znajomością całego stalinowskiego repertuaru w postaci zbiorowych protestów, zastosowania zasady odpowiedzialności zbiorowej (J.M. zawiesił kolo naukowe historyków na cały rok) i „świergolenia” – ale również wzbogacając go o elementy dawniej nie znane w postaci solennego nabożeństwa ekspiacyjnego. Czy NIEBOSZCZYK został dzięki temu udobruchany i przebłagany – tego nikt nie może być pewnym, więc na wszelki wypadek świętokradztwo Grzegorza Brauna napiętnował również zarząd warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej.
Pikanterii dodaje okoliczność, że zarządowi temu przewodniczy pani Joanna Święcicka, nee Szyrówna – córka odwiecznego wicepremiera w okresie PRL, a wcześniej – dąbrowszczaka, którego Ojciec Narodów wysłał był do Hiszpanii, by tam zadawał dzięgielu m.in. „reakcyjnemu klerowi”. Widać wyraźnie, że inteligencja katolicka w Polsce trafiła wreszcie pod właściwe kierownictwo. Takie to ci historia zatoczyła koło. I dopiero na tym tle możemy ocenić postęp, jaki dokonał się w naszym nieszczęśliwym kraju od czasów Bolesława Prusa, który w zapomnianej już dzisiaj powieści „Placówka” wkładał w usta księdza proboszcza taką oto samokrytykę: „Otom dobry pasterz. Moje owce gryzą się jak wilki; Niemcy ich trapią, Żydzi im radzą…” – i tak dalej. Dzisiaj Żydzi nikomu już nie „radzą”, tylko bezceremonialnie tresują mniej wartościowy naród tubylczy i to nie tylko jakichś szaraczków, ale najbardziej utytułowane elity. Jeszcze tylko kibice próbują się odgryzać, ale policja, zwłaszcza w Białymstoku, już tam sobie z nimi poradzi i kiedy po jesiennych wyborach powołany przez izraelski rząd Zespół Zadaniowy do wyszlamowania Europy Środkowej przystąpi do działania, nikt już nie będzie mógł pisnąć słowa protestu. Czy można oczekiwać czegoś więcej? Może jeszcze radosnego „świergolenia”, więc pewnie doczekamy i tego.
Stanisław Michalkiewicz
Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 22 maja 2011 | | | marcus | 21.06.2014 18:50:19 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1870806 Od: 2014-5-4
| Rozwód Jadwigi z Jagiełłą Wygląda na to, że sławne Partnerstwo Wschodnie, na które Nasza Złota Pani Aniela łaskawie pozwoliła premieru Tusku w charakterze nagrody pocieszenia po rezygnacji z „postjagiellońskich mrzonek”, właśnie się załamało. Prezydent Republiki Litewskiej Dalia Grybauskaite podpisała ustawę przeciwko której protestowali zarówno litewscy Polacy, jak i Polonia Amerykańska, którą obudził z letargu pan Jacek Marczyński z Waszyngtonu, rozsyłając listy do rozmaitych osobistości amerykańskich, w których zwracał uwagę, iż Litwa, będąc członkiem NATO, nie respektuje NATO-wskich standardów. Doszło nawet do tego, że nawet starsi i mądrzejsi z warszawskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie mogli pozostać bierni w przerwie w zwalczaniu światowej Polonii, zredagowali pod adresem Litwy powściągliwą notę.
Oczywiście litewskie władze wszystkie te protesty zlekceważyły, bo z pewnością zauważyły, że rząd premiera Tuska to papierowy tygrys na smyczy razwiedki, która z kolei w podskokach wysługuje się strategicznym partnerom w nadziei, że w ramach realizacji scenariusza rozbiorowego, pozwolą im pomagać starszym i mądrzejszym w utrzymywaniu w ryzach niesfornego narodu tubylczego. A któż by się obawiał papierowego tygrysa, zwłaszcza czując za sobą poparcie Naszej Złotej Pani Anieli, kontynuującej politykę swoich poprzedników, orientujących się na wspieranie tamtejszych nacjonałów, którzy z kolei nie mogą się nacieszyć rozwodem Jadwigi z Jagiełłą? Jacy ci Litwini są, to są, ale przecież wiedzą, że nie ma najmniejszego powodu, by obawiać się ani marsowych min ministra Sikorskiego, ani bezsilnych złorzeczeń pozostałych mężyków stanu, że jak Litwa czegoś będzie potrzebowała, to Polska zrobi jej wbrew. Polska niczego nie zrobi wbrew, bo zawsze zrobi to, co naszym Umiłowanym Przywódcom rozkażą starsi i mądrzejsi.
Na przykład starsi i mądrzejsi każą naszym Umiłowanym Przywódcom walczyć ze straszliwym białoruskim tyranem Aleksandrem Łukaszenką, to posłusznie walczą aż do ostatniego tamtejszego Polaka, którym niewątpliwie będzie współpracownik „Gazety Wyborczej”, pan red. Poczobut – bo właśnie oświadczył, że Białorusi nie opuści. I słuszna jego racja – bo gdzie mu będzie lepiej? W Polsce nie zainteresowałby się nim pies z kulawą nogą, podczas gdy na Białorusi – aaa, to co innego! Taki jest rozkaz, więc tak na pewno będzie, chyba, że mądrość etapu podszepnie panu redaktoru Adamu Michniku jakieś inne ostateczne rozwiązanie. Wykluczyć tego nie można, ponieważ kiedy już rząd bezcennego Izraela zrealizuje swoje majątkowe roszczenia wobec naszego nieszczęśliwego kraju, sprawujący kuratelę nad niesfornym tubylczym narodem starsi i mądrzejsi nie będą już przecież mieli żadnego powodu, żeby straszliwego Łukaszenkę tarmosić za wąsy – chyba że za odpowiednią rekompensatę poprosi ich o to zimny rosyjski czekista Putin.
Już teraz, po wizycie ad limina, jaką rząd premiera Tuska złożył w bezcennym Izraelu, Władysław Bartoszewski wychlapał, że wszyscy warszawscy ministrowie spraw zagranicznych albo byli Żydami z pochodzenia, albo – honoris causa – jak on sam. To chyba nie przypadek, bo – jak mawiał ś.p. ks. Bronisław Bozowski z kościoła Panien Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie – „nie ma przypadków, są tylko znaki.” Zatem jest to nieomylny znak, że sprawy zagraniczne zostały podporządkowane interesom narodowym starszych i mądrzejszych, którzy już tam bez trudu potrafią przełożyć je również na sprawy wewnętrzne. Zresztą już przekładają – o czym świadczy zalecenie pana Andrzeja Seremeta, tubylczego Generalnego Prokuratora, co to przykazał swoim podwładnym „poważne” traktowanie przestępstw na tle antysemickim – do czego – jak się okazuje – ekscytował go minister Sikorski, najwyraźniej przez starszych i mądrzejszych gdzieś w kącie obsztorcowany.
No to dlaczego Litwini mają obawiać się tych wszystkich jedwabnych Pierrotów, po co mają z nimi cokolwiek uzgadniać, czy załatwiać, kiedy wiedzą, że wszystko uzgadniać, czy załatwiać należy albo bezpośrednio z Naszą Złotą Panią Anielą, która w sprawach naszego nieszczęśliwego kraju ma przecież ostatnie słowo – albo ze starszymi i mądrzejszymi, którzy już nie mogą się doczekać momentu przejęcia nad naszym mniej wartościowym tubylczym narodem politycznej kurateli? Nic zatem dziwnego, że nie przejęli się ani notami warszawskich filutów z MSZ, ani nawet 60 tysiącami podpisów, które litewscy Polacy zebrali pod protestem przeciwko ustawie o szkolnictwie. I to właśnie ukazuje, że marzenia o Partnerstwie Wschodnim były jeszcze większą iluzją, niż „postajegiellońskie mrzonki”, za które tak schłostał prezydenta Kaczyńskiego najbardziej wpływowy w Polsce cadyk, któremu z ręki jedzą wszystkie moralne autorytety.
I na koniec tych melancholijnych rozpamiętywań jedna uwaga, jeszcze bardziej melancholijna. Rozwój sytuacji na Litwie pokazuje, że po stokroć lepsze byłoby przeforsowanie w swoim czasie i u nich i u nas szkolnictwa prywatnego, do którego państwo nie mogłoby się wtrącać i na które nie pobierałoby podatków. Litewscy Polacy uczyliby się w prywatnych szkołach polskich, a polscy Litwini – w prywatnych szkołach litewskich, podobnie zresztą, jak Litwini litewscy i jak Polacy polscy. Żadni szowiniści ani tu, ani tam, w żadnych groteskowych „parlamentach” nie mogliby wtrącać się do prywatnych przedsięwzięć, które dzięki temu mogłyby rozkwitać na podobieństwo stu kwiatów. Tymczasem – jak zauważył Stefan Kisielewski – socjalizm bohatersko walczy z problemami nie znanymi w innym ustroju. Nie tylko walczy, ale i przegrywa, zgodnie z zapomnianym już dzisiaj nieco hasłem bolszewików z PPR-u: o co walczymy – za co zginiemy.
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
| | | marcus | 21.06.2014 18:52:24 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1870807 Od: 2014-5-4
| Stanisław Michalkiewicz: Po wyborach też jest życie „Dziś moja moc się przesili, dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny” – odgrażał się poeta i – jak to poeta – oczywiście przesadzał. Po pierwsze, nie „dziś” tylko dopiero pojutrze, bo dziś jest ostatni dzień kampanii wyborczej, w której zarówno Umiłowani Przywódcy, jak i ci, którzy Umiłowanymi Przywódcami mają dopiero nadzieję zostać, będą usiłowali ostatnim rzutem na taśmę omotać potencjalnych wyborców, by dali im kreskę i w ten sposób rozwiązali problemy socjalne – nie swoje, ma się rozumieć, co to, to nie – tylko problemy socjalne Umiłowanych Przywódców oraz tych, którzy Umiłowanymi Przywódcami mają dopiero nadzieję zostać. Gdyby zaś wybory rzeczywiście mogły przyczynić się do rozwiązania problemów socjalnych zwykłych ludzi, to już dawno bylibyśmy w raju na ziemi. Tymczasem one nie rozwiązały ani jednego problemu socjalnego nawet w Ameryce. Przeciwnie – z wyborów na wybory jest ich jakby nawet coraz więcej. Jaka może być tego przyczyna? Pewne światło rzucił na nią Bertolt Brecht, zauważając, że „Toć raj na ziemi stworzyć każdy chce! Ale czy forsę ma? Niestety – nie!”. Według popularnego tu w swoim czasie spostrzeżenia John Kennedy udowodnił, że katolik może zostać prezydentem. Ryszard Nixon udowodnił, że biedny człowiek może zostać prezydentem, a Gerald Ford – że prezydentem może zostać każdy. Wtedy jeszcze nikt nie słyszał o Baracku Obamie i pewnie dlatego skończyło się na Fordzie, ale przecież demokracja nie powiedziała ostatniego słowa i wszystko dopiero przed nami! Skoro tak się rzeczy mają nawet w Ameryce, to cóż dopiero mówić o naszym nieszczęśliwym kraju, w którym też każdy może zostać Umiłowanym Przywódcą – chociaż oczywiście pod warunkiem, że pozwolą mu na to Siły Wyższe, przed którymi zgina się każde kolano – również, a może zwłaszcza, kolano przedstawicieli instytucji publicznych odpowiedzialnych za to, by w wyborach wygrała demokracja. Skoro zatem już jutro ucichnie przedwyborczy klangor i dla higieny psychicznej zapadnie cisza, będziemy mieli okazję pomyśleć o bolesnym powrocie do rzeczywistości już w najbliższy poniedziałek i zastanowić się, co czeka nasz nieszczęśliwy kraj. Groteskowy przebieg i jeszcze bardziej groteskowy finał tzw. szczytu Partnerstwa Wschodniego skłania do zwrócenia uwagi na decyzje, jakie odnośnie do naszego nieszczęśliwego kraju powzięli strategiczni partnerzy oraz starsi i mądrzejsi. Zastanawiając się nad tym, już teraz możemy przedstawić dwa zadania, jakie czekają rząd wyłoniony z wyborczych odmętów. Pierwsze wynika z decyzji ubiegłorocznego szczytu NATO w Lizbonie, gdzie proklamowano strategiczne partnerstwo NATO – Rosja. Wynikają z tego konsekwencje również dla nas, bo przecież nie może być tak, że całe NATO się z Rosją spartneryzuje, a jeden kraj się na Rosję dąsa. Nie ma rady; my też musimy się z Rosją pojednać, czemu Stronnictwo Ruskie dało już wyraz zaraz po katastrofie smoleńskiej. Ale chęć pojednania tylko z naszej strony nie wystarczy, również Rosja będzie musiała chcieć pojednać się z nami. A kiedy będzie chciała? To proste: wtedy, gdy będziemy zachowywali się zgodnie z rosyjskimi oczekiwaniami. A jakie są te oczekiwania? To też proste: byśmy zgodzili się na status „bliskiej zagranicy” – oczywiście w ramach NATO, jakże by inaczej! Żadnego innego interesu Rosja do nas nie ma. Drugie zadanie to pozytywna odpowiedź na izraelską operację „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej”. Chodzi, jak wiadomo, o 60, a może nawet 65 mld dolarów albo w gotówce, albo w naturze, na przykład – w postaci oddania w arendę złóż gazu łupkowego, które już zdążyliśmy podzielić, niczym skórę na niedźwiedziu. Tymczasem o żadnej z tych spraw nasi Umiłowani Przywódcy podczas kampanii wyborczej nawet się nie zająknęli. Ale po cóż mieliby się zająkiwać, skoro po wyborach przecież też jest życie, nieprawdaż? | | | marcus | 21.06.2014 18:53:51 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1870808 Od: 2014-5-4
| Szlachtę trzeba chronić lepiej „Policmajster powinność swej służby rozumiał” – zauważa Adam Mickiewicz, relacjonując w „Panu Tadeuszu” opowieść Telimeny o zabawach i krotochwilach petersburskich. Jak pamiętamy, krotochwila polegała na tym, że carski jegermajster Kozodusin wmawiał jakiemuś czynownikowi, że jego psy zagryzły jelenia, a nie bonończyka Telimeny. Ostatnie słowo należało oczywiście do policmajstra, który bardzo się uporem czynownika zdumiał i radził mu po dobroci, by jak najszybciej przyznał jegermajstrowi rację. I tak się stało.
Ponieważ mamy rozkaz pojednania z Rosją, to nic dziwnego, że powoli zaczynają się i u nas upowszechniać pewne rosyjskie obyczaje. Trudno inaczej, bo przecież przy pojednaniu szuka się raczej tego, co łączy, a nie tego, co dzieli. Im więcej rzeczy będzie łączyło nas z Rosją, tym silniejsze i trwalsze będzie pojednanie – no a przecież o to właśnie wszystkim chodzi. Dlatego nie powinna nas dziwić, ani tym bardziej – zaskakiwać informacja o zaleceniu jakie Prokurator Generalny, pan Andrzej Seremet skierował do podległych sobie prokuratorów, by bardziej rygorystycznie traktowali przestępstwa na tle antysemickim. Co prawda w zaleceniu tym można by doszukać się naruszenia zasady równości obywateli wobec prawa, bo takie wyróżnienie świadczy o intencji skuteczniejszego chronienia Żydów, niż, dajmy na to – Eskimosów. Czymże Eskimosi zawinili, że poziom ich ochrony przed przestępcami może być mniejszy – trudno powiedzieć, więc najwyraźniej składać się musi na to szereg zagadkowych przyczyn – co pokazuje, że świat jest bardziej tajemniczy, niż nam się wydaje.
Ale nie bądźmy zbyt wymagający i nie doszukujmy się dziury w całym, bo nietrudno domyślić się przyczyny tego zalecenia. Jak wiadomo, już wkrótce rząd Izraela wespół z Agencją Żydowską przystąpi do realizacji projektu odzyskiwania tak zwanych żydowskich majątków w krajach Europy Środkowej, m.in. również, a może nawet przede wszystkim w naszym nieszczęśliwym kraju. Wiele wskazuje na to, iż właśnie z harmonogramem tego odzyskiwania został zapoznany rząd pana premiera Tuska podczas swojej niedawnej pielgrzymki ad limina do Izraela. Przy okazji warto przypomnieć, że towarzyszący premieru Tusku Władysław Bartoszewski zapewnił gospodarzy, iż wszystkie ugrupowania parlamentarne są niezmiennie Izraelowi życzliwe. Rozumiem, że chodziło o uspokojenie premiera Netanjahu, że bez względu na to, kto jesienne wybory wygra i jaki rząd ustanowi, program odzyskiwania tzw. żydowskiego mienia nie będzie zagrożony. Ostatnio Władysław Bartoszewski wypowiadał wiele opinii do których nie warto przywiązywać wagi, ale akurat tym razem może mieć rację.
W tej sytuacji jest prawdopodobne, że wejście wspomnianego programu w decydującą fazę, może wywołać w społeczeństwie polskim, a przynajmniej w niektórych środowiskach jakieś protesty. Naturalnie o żadnym zablokowaniu tą drogą realizacji programu nie ma mowy, ale jest przecież różnica, czy szlamowanie Rzeczypospolitej będzie się odbywało przy akompaniamencie nieprzyjaznych okrzyków lub wrogiej ciszy, czy też będą mu towarzyszyły radosne pląsy i dziękczynne pienia. Jestem pewien, realizatorom programu przy dziękczynnych pieniach byłoby znacznie przyjemniej i nie jest wykluczone, że rząd pana premiera Tuska również w tej materii poczynił jakieś obietnice. Dopiero w tej sytuacji lepiej rozumiemy podwójne znaczenie zalecenia, jakie Prokurator Generalny skierował do swoich podwładnych; z jednej strony chodzi o oddziaływanie prewencyjne na kandydatów do ewentualnych protestów, a z drugiej – o stworzenie atmosfery sprzyjającej dziękczynnym pieniom. Jakże bowiem nie piać dziękczynnie kiedy, dajmy na to, milczenie może być uznane za wrogie, a zatem – motywowane ukrytym antysemityzmem? Zasada Murphy’ego głosi, że jeśli coś złego może się stać, to na pewno się stanie, więc również brak entuzjazmu może być uznany za przestępstwo motywowane antysemityzmem, zwłaszcza gdyby awanse w prokuraturze zostały uzależnione również od gorliwości w tej sprawie.
Chciałbym wskazać również na trzecią zaletę zalecenia skierowanego do prokuratorów przez pana Seremeta. Otóż niewątpliwie przyczyni się ono do nakazanego pojednania z Rosją nie tylko przez stopniowe upodabnianie obyczajów polskich do obyczajów rosyjskich – ot choćby takich, jak opisany w „Panu Tadeuszu” – ale przede wszystkim poprzez wychodzenie naprzeciw rosyjskim, a także niemieckim oczekiwaniom, że w strefie buforowej, w jaką właśnie przekształcane jest „polskie terytorium etnograficzne”, polityczny nadzór i kuratelę nad naszym, mniej wartościowym narodem, przejmą starsi i mądrzejsi, dla których niebagatelną zachętą i zarazem punktem wyjścia będzie właśnie wyszlamowane mienie. Teraz lepiej rozumiemy przyczynę ściślejszej ochrony Żydów, niż, dajmy na to, Eskimosów – bo czyż Eskimosi mogliby tworzyć u nas warstwę szlachecką?
Stanisław Michalkiewicz | | | marcus | 21.06.2014 18:55:27 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1870809 Od: 2014-5-4
| Stanisław Michalkiewicz: Bingo! Trochę to już może i nudne, ale cóż zrobić, skoro surowe prawo prasowe nakłada na gryzipiórów obowiązek rzetelnego informowania? Jakże tedy rzetelnie nie poinformować, że oto pojawiła się kolejna poszlaka wskazująca, że razwiedka trzyma rząd premiera Tuska na coraz krótszej, a może nawet nadal systematycznie skracanej smyczy? Sejm, przystosowując się do funkcji przedsiębiorstwa przemysłu rozrywkowego, zainaugurował kolejną komisję śledczą do zbadania historii hazardu w Polsce od króla Ćwieczka, a konkretnie – od rządu SLD, co siłą rzeczy musi zakończyć się wesołym oberkiem, do którego uczestnicy przedstawienia się dostrajają. „Słowik zaczyna dyszkantem, szczygieł mu wtóruje altem, szpak tenorem krzyknie czasem, a gołąbek gruchnie basem” – śpiewamy w starej kolędzie – i tak mniej więcej wygląda to w Sejmie.
Sytuacja wygląda na opanowaną, ale jak pamiętamy, wybuch afery hazardowej wywołał wybuch afery stoczniowej, po której pojawiła się afera podsłuchowa. Okazało się, że razwiedka podsłuchiwała nie tylko rozmowy panów redaktorów miedzy innymi o tym jakie to będą robić „akcje”, ale również – rozmowy adwokatów ze swymi klientami. Premieru Tusku wypsnęła się wówczas pogróżka, że rozkaże to wszystko dokładnie zbadać i winni zostaną ukarani. Konkretnie chodziło o pułkownika Jacka Mąkę, zastępcę szefa ABW. Nawiasem mówiąc, premier Tusk opanował sztukę markowania rządów. Sprowadza się ona do buńczucznych zapowiedzi, czego to rząd nie zrobi, jak to będzie wszystkich dusił gołymi rękami, albo kastrował chemicznie, a potem, kiedy już zadaniowani przez razwiedkę gryzipiórowie rozpętają w mediach klangor, premier Tusk chyłkiem wycofuje się z każdego zbawiennego projektu, co w wielu zaniepokojonych środowiskach przyjmowane jest z westchnieniem ulgi. Jeśli wierzyć sondażom, ten prosty patent najwyraźniej wystarcza, by znacznej części mniej wartościowego tubylczego narodu pod każdym względem dogodzić, a skoro tak, to po cóż zmieniać to emploi?
Więc kiedy premier Tusk zaczął buńczucznie grozić panu Mące, ktoś starszy i mądrzejszy musiał mu przypomnieć, skąd wyrastają mu nogi. Wkrótce bowiem premier Tusk oświadczył na konferencji prasowej, iż ABW, gdzie pan płk Mąka jest zastępcą szefa, zapewniła go, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, a w tej sytuacji nie ma mowy o żadnych wnioskach personalnych. Ale w demokratycznym państwie prawnym taka satysfakcja przecież nie wystarcza, więc prokuratura w Poznaniu, uprzednio zawiadomiona o możliwości popełnienia przestępstwa, odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Poznaniacy w ogóle znani są z dyscypliny, a już prokuratorzy – w szczególności, toteż nic dziwnego, że i w tym przypadku „policmajster powinność swej służby zrozumiał”. Wolno podsłuchiwać nie tylko panów redaktorów, ale i rozmowy adwokatów z klientami, a jak będzie trzeba, to i penitentów ze swoimi spowiednikami. Trzeba tylko najsampierw uzyskać zgodę niezawisłego sądu, a jeśli sprawa nagli – to chociaż prokuratora. Ponieważ wśród niezawisłych sądów ze świecą trzeba by szukać kogoś bez powiązań z tajniakami, to takie zezwolenie nie przedstawia żadnych trudności. Jeśli nawet tajniak podsłuchujący należy do innej służby, niż oficer prowadzący niezawisły sąd, to przecież „sąsiad” „sąsiadowi” (tak tajniacy nazywają konkurencyjne razwiedki) takiej sąsiedzkiej przysługi nie odmówi. A już o prokuraturze to nawet szkoda gadać. Potwierdził to prokurator w stanie wiecznego spoczynku Zygmunt Kapusta, który podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą udającą prześwietlanie sprawy zabójstwa Krzysztofa Olewnika, zademonstrował kompletny zanik pamięci. Być może, że nawet niczego nie symulował, bo podobne objawy występowały u niego już wcześniej. Na przykład w październiku 2004 roku na ulicy Brzeskiej w Warszawie nieznany sprawca wyrwał mu teczkę z dokumentami w sprawie afery Orlenu, a prokurator Kapusta ani rusz nie mógł przypomnieć sobie, jak właściwie ten nieznany sprawca wyglądał. Wprawdzie media tego specjalnie nie nagłaśniały, ale na Pradze musiała w tym czasie wystąpić lokalna epidemia utraty pamięci, bo nawet złodzieje z ulicy Brzeskiej, którzy przecież wiedzą wszystko, nie mogli sobie przypomnieć o żadnej kradzieży teczki. Nawiasem mówiąc, ten pan Kapusta zrobił oszałamiającą karierę jako faworyt ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, podobnie jak prokurator Janusz Kaczmarek, który już jako minister spraw wewnętrznych w rządzie premiera Jarosława Kaczyńskiego, o północy biegł do hotelu Marriott w Warszawie, by złożyć meldunek swemu prawdziwemu zwierzchnikowi. Wygląda na to, że razwiedka sprawiedliwie obstawia zarówno kosmopolityczną Platformę, jak i patriotyczny PiS. Wracając zaś do pana pułkownika Mąki, to takie załatwienie sprawy pozwoliło połączyć piękne z pożytecznym; jednostkowa satysfakcja przybrała postać spiżowej zasady prawnej, wychodzącej naprzeciw oczekiwaniom władz Unii Europejskiej, które, przy udziale pierwszorzędnych fachowców, właśnie kończą uszczelnianie systemu inwigilacji i terroru w skali całej Europy.
Ale satysfakcja moralna, a nawet prawna – swoją drogą, a materialna – swoją. Toteż pracujący w stachanowskim tempie zaufany minister Michał Boni przygotował rządowy projekt ustawy o grach hazardowych, który 12 listopada wpłynął do laski marszałka Komorowskiego. Pod pozorem ochrony młodzieży przed pokusami („nie ma dnia bez pokus, nie ma pokus bez hokus”) oraz fiskusa przed praniem brudnych pieniędzy, rząd premiera Tuska oferuje razwiedce monopol na hazard w Polsce, zaganiając hazardników do kasyn i salonów bingo, które mogą prowadzić wyłącznie starsi i mądrzejsi – co można wydedukować z ustanowionych w projekcie zaporowych barier. W tej sytuacji zupełnie niepotrzebne będą już bliskie spotkania III stopnia z „Rychem” na cmentarzach, bo wszystko rozegra się w całkiem innych kategoriach.
A jednak nawet tak satysfakcja nie może być pełna, chociaż oczywiście jest pełniejsza, choćby na zasadzie, że omne trinum perfectum, co się wykłada, że co potrójne, to doskonałe. Na przeszkodzie pełnej satysfakcji stoi Peter Vogel vel Piotr Filipczyński, trzymany w tzw. areszcie wydobywczym od Wielkiej Nocy 2008 roku. Bodajże we wrześniu niezależne media „dotarły” do jego zeznań, jak to generałowi Czempińskiemu jakiś Turek ukradł ze szwajcarskiego konta 2 mln dolarów. To straszne, zwłaszcza, gdy uzmysłowimy sobie, że to mogły być oszczędności uciułane z grosików odkładanych z pensji szefa Urzędu Ochrony Państwa. Nie da się ukryć, że dalsze przebywanie Petera Vogla w sławnym areszcie wydobywczym sprzyja utrzymywaniu się w sferach politycznych atmosfery niepewności. Z kolei ta niepewność sprawia, że jedyną alternatywą dla Platformy Obywatelskiej pozostaje Prawo i Sprawiedliwość, które też stara się blokować pojawienie się alternatywy. Ma to swoje dobre strony, bo dobry gracz nigdy nie stawia wszystkiego na jedną kartę, więc obok sił zdrady i zaprzaństwa musi mieć w rękawie również alternatywę patriotyczną – ale również strony złe, bo satysfakcja nie jest pełna. Stwarza to pewne napięcie, które może być rozładowane wiadomością, że albo pan Vogel został z aresztu wydobywczego wypuszczony, albo taktownie się tam powiesił.
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl | | | marcus | 21.06.2014 20:14:03 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1870853 Od: 2014-5-4
Ilość edycji wpisu: 1 |
TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA
Nadal mamy się cieszyć? Nagranych zostało co najmniej 900 godzin, co musiało trwać całymi miesiącami, a tubylcza bezpieka niczego nie zauważyła … Ajajajajajajaj! Nie minęły nawet dwa tygodnie od dnia, w którym na rozkaz pana prezydenta Komorowskiego „cała Polska” musiała ćwierkać z radości z powodu 25. rocznicy „odzyskania wolności”, to znaczy – dogadania się generała Czesława Kiszczaka z gronem swoich konfidentów w sprawie podziału władzy NAD Narodem Polskim – a oto z ust Umiłowanego Przywódcy w postaci ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza dowiedzieliśmy się, że państwo polskie istnieje „tylko teoretycznie”.
Tę przenikliwą diagnozę pan minister Sienkiewicz przedstawił podczas rozmowy podsłuchanej w restauracji „Pod Pluskwami”, kiedy to podżegał pana prezesa NBP Marka Belkę do złamania art. 220 ust. 2 Konstytucji zakazującego finansowania deficytu budżetowego dodrukowywaniem pieniędzy. Te podsłuchy musieli przeprowadzić pierwszorzędni fachowcy, bo nagranych zostało co najmniej 900 godzin, co musiało trwać całymi miesiącami, jeśli nie latami – a tubylcza bezpieka niczego nie zauważyła. Można to skomentować chyba tylko słowami pana Zagłoby do Bohuna: „Listy tobie wozić, panny porywać, ale z rycerzem – dudy w miech!”.
Ale jakże ma być inaczej, skoro te wszystkie „służby” to synekury dla marnotrawnych synów założycieli ubeckich dynastii, co to kiedyś samego jeszcze znali Stalina, a w przeddzień transformacji ustrojowej poprzewerbowywali się do rozmaitych państw poważnych w nadziei, że w zamian za frymarczenie polskimi interesami państwowymi będą mogli nadal pasożytować na Polsce i jej obywatelach? Oczywiście niezależna prokuratura wszczęła energiczne śledztwo, posyłając abewiaków do redakcji „Wprost”, żeby skonfiskowali wszystkie „nośniki”, ale przekonanie, że owe „nośniki” są w siedzibie redakcji, wydaje się naiwne. Wprawdzie są już pierwsze ofiary w postaci zatrzymanego menedżera restauracji „Pod Pluskwami”, a na pewno będą następne w postaci kelnerów i pomywaczy, bo zarówno ABW, jak i niezależna prokuratura jakieś sukcesy muszą mieć.
Warto w tym momencie przypomnieć rozporządzenie Włodzimierza Putina z 20 maja 2013 roku, w którym rosyjski prezydent nakazał tamtejszej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa nawiązanie współpracy z tubylczą Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, która razem ze Służbą Wywiadu Wojskowego wypączkowała ze „zlikwidowanych” Wojskowych Służb Informacyjnych. Ze strony SKW jej szef, pan generał Janusz Nosek współpracę z FSB nawiązał zaraz po katastrofie smoleńskiej, a więc jeszcze w roku 2010. Jak pamiętamy, we wrześniu ubiegłego roku pan generał został usunięty ze swej funkcji – jak mówiono w kołach wojskowych: „chwytem za nosek” – w związku z konfliktem z wiceministrem obrony generałem Waldemarem Skrzypczakiem.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nie można wykluczyć, że te co najmniej 900 godzin nagrań może stanowić pierwsze poważne ostrzeżenie ze strony zimnego rosyjskiego czekisty Włodzimierza Putina, który za pomocą tej aluzji niejako potwierdza diagnozę pana ministra Bartłomieja Sienkiewicza, że państwo polskie istnieje „tylko teoretycznie”, a nasi Umiłowani Przywódcy są u niego na widelcu. No dobrze, ale w takim razie z czego na polecenie pana prezydenta Bronisława Komorowskiego niedawno mieliśmy się tak cieszyć? Pan minister Sienkiewicz swoją diagnozę przedstawił w lipcu 2013 roku, podczas gdy pan prezydent myślał, że państwo polskie istnieje jak gdyby nigdy nic jeszcze dziesięć dni temu! Bardzo możliwe, że pan prezydent Komorowski jeszcze i dzisiaj myśli, że państwo polskie nadal istnieje, ale – powiedzmy sobie szczerze – co właściwie ma myśleć, skoro uważa się za prezydenta? Stanisław Michalkiewicz
TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA
| | | marcus | 21.06.2014 20:16:54 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1870857 Od: 2014-5-4
| Kto upilnuje strażników? Szanowni Państwo!
Leopold Tyrmand w swoim „Dzienniku 1954” przytacza opowieść Stefana Kisielewskiego o meczu piłkarskim rosyjskiego „Dynama” w Krakowie. Rosjanie grali bardzo brutalnie, sędzia – Rosjanin oszukiwał na ich korzyść, więc oczywiście wygrali, wzbudzając nienawiść 50 tysięcy kibiców. Ale właśnie o to im chodziło, żeby pokazać, że ani sportowe reguły, ani nienawiść, nie mają żadnego znaczenia. Rosjanie wygrywają, bo muszą wygrać, nawet gdyby świat stanął na głowie.
Dokładnie według tej zasady postępuje Platforma Obywatelska i jej przywódca, premier Donald Tusk, któremu tę strategię zasuflowali – jak podejrzewam – jego bezpieczniaccy protektorzy podczas soboty i niedzieli, kiedy jeszcze nie wiedział, co myśli. Toteż w poniedziałek dał do zrozumienia, że przecież nic się nie stało, a rozmowy dygnitarzy podsłuchane w restauracji „Pod Pluskwami”, były w jak najlepszym porządku. Jeśli pojawią się jakieś konsekwencje, to wobec podsłuchujących – o ile oczywiście zostaną wykryci. A to właśnie wydaje się mało prawdopodobne, bo do energicznego śledztwa zabrała się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Biuro Ochrony Rządu, których funkcjonariusze przez wiele tygodni, a może nawet miesięcy, niczego nie zauważyli, chociaż podobno restaurację „Pod Pluskwami” wielokrotnie sprawdzali.
Jeszcze raz potwierdziła się zasadność pytania, jakie stawiali już starożytni Rzymianie – kto mianowicie upilnuje strażników, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie jest do końca jasne, komu naprawdę ci wszyscy tajniacy służą. Wiadomo, że przede wszystkim sobie, przerabiając okupowany kraj na swój obraz i podobieństwo. W rezultacie z roku na rok III Rzeczpospolita zaczyna coraz bardziej przypominać organizację przestępczą o charakterze zbrojnym. Taka metamorfoza obecnej formy polskiej państwowości wychodzi naprzeciw oczekiwań sąsiadujących z nami państw poważnych, więc nie jest wykluczone, że bezpieczniacy po prostu dla tych państw pracują. Te przewerbowania rozpoczęły się jeszcze w drugiej połowie lat 80-tych, kiedy wiadomo było, że sowieckie imperium wkrótce ewakuuje się ze Środkowej Europy. Tajniacy, którzy dotychczas wiernie służyli Związkowi Sowieckiemu, przewerbowali się wtedy na służbę do przyszłych sojuszników – bo wiadomo było, że prędzej, czy później nastąpi odwrócenie sojuszy. I tak to zostało do dnia dzisiejszego, bo w tę służbę wchodzą kolejne pokolenia ubeckich dynastii.
Te ubeckie dynastie wysuwają na fasadę naszej młodej demokracji rozmaitych Umiłowanych Przywódców, którzy na użytek obywateli odgrywają przedstawienie mające utwierdzić ich w przekonaniu, że to wszystko naprawdę. W zamian za to bezpieczniackie watahy pozwalają raz tym, a raz tamtym potrzymać zewnętrzne znamiona władzy. Bo prawdziwy punkt ciężkości władzy leży poza konstytucyjnymi organami państwa. Poszlaką, która na to wskazuje, jest choćby fakt, że premier Tusk nie odważył się zdymisjonować ministra Bartłomieja Sienkiewicza tak samo, jak wcześniej nie odważył się zdymisjonować ministra Aleksandra Grada, chociaż wcześniej buńczucznie się odgrażał. Najwyraźniej jednak ani minister Grad, ani obecnie minister Sienkiewicz premieru Tusku nie podlega, a skoro tak, to odwołać go z rządu może tylko ten, kto go tam delegował.
W tej sytuacji podstawową i na dobrą sprawę jedyną troską Umiłowanych Przywódców jest to, by nie pojawiła się ani z jednej, ani z drugiej strony, żadna polityczna alternatywa. Dopóki bowiem się nie pojawi, dopóty trwa stan symbiozy bezpieczniackich watah z Umiłowanymi Przywódcami – a podejrzenia, że te dwa środowiska w znacznym stopniu się pokrywają, nie są przecież bezpodstawne.
W tej sytuacji powierzenie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Biuru Ochrony Rządu, czy prokuraturze zadania wykrycia sprawców podsłuchów nie tylko skierowane jest na ochronę łajdactw dygnitarzy, ale również – na zatuszowanie całej sprawy, podobnie jak sprawy Józefa Oleksego. Jak pamiętamy, oskarżony był on o szpiegostwo na rzecz Rosji, ale chociaż minęło od tamtej pory aż 18 lat – nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Zarówno bowiem bezpieczniackie watahy, jak i Umiłowani Przywódcy wiedzą, że dopóki będą wysługiwać się swoim protektorom z państw poważnych, to włos im z głowy nie spadnie. Dlatego afera podsłuchowa zupełnie wyciszyła sprawę emerytur, jakie Polska już od przyszłego roku będzie wypłacać ocalałym z holokaustu Żydom z Izraela i diaspory. Jak wiadomo, głosowały za tym wszystkie kluby i koła poselskie, co pokazuje, że w sprawach naprawdę ważnych, porozumienie ponad podziałami osiągane jest natychmiast i bez trudu.
Mówił Stanisław Michalkiewicz | | | marcus | 21.06.2014 20:18:33 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1870858 Od: 2014-5-4
| Trucizna w tolerancyjnym opakowaniu Felieton • Radio Maryja • 7 listopada 2013Szanowni Państwo! W ramach jesiennej konfrontacji z obywatelami, nasi okupanci sięgają po coraz głębsze rezerwy. Najwyraźniej pan doktor Maciej Lasek, ostatnio nazywany Laskiem Brzozowym, już nie wystarcza, więc w państwowej telewizji ujrzeliśmy aż dwa autorytety moralne na raz: pana redaktora Tomasza Lisa i pana redaktora Adama Michnika. Wprawdzie pan redaktor Tomasz Lis jest autorytetem moralnym – jakże by inaczej – ale w porównaniu z panem redaktorem Michnikiem – autorytetem moralnym drobniejszego płazu. Bo pan redaktor Michnik jest autorytetem moralnym patentowanym. Nie tylko jako „Żyd roku 1990”, nie tylko jako przyjaciel generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, ale również, a może nawet przede wszystkim – przedstawiciel awangardy europejsów. Tedy obydwaj panowie redaktorzy gawędzili sobie, jak by tu zmeliorować mniej wartościowy tubylczy naród, no i oczywiście – jakby tu zmeliorować tutejszy Kościół, który – zamiast rzucić się w otchłań otwartości – pogrąża się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych. Pan redaktor Lis raczej słuchał, podczas gdy pan redaktor Michnik rozwinął cały program melioracji zarówno mniej wartościowego tubylczego narodu, jak i tutejszego Kościoła. Zalecał cierpliwie i metodyczne działanie tak, aby – jak to ujął – „cukier się rozpuścił”. A jak cukier się już rozpuści, to wszyscy będą słodcy i można będzie bez problemu ich zlizać.
Jak powiadało Radio Erewań, wszystko się zgadza, ale pewne szczegóły wymagają wyjaśnienia. Przede wszystkim – nie żaden cukier, tylko już prędzej arszenik, albo nawet cyjanek potasu. To jest ta sama trucizna którą 60 lat temu próbowali aplikować polskiemu narodowi rodzice oraz bliżsi i dalsi kuzyni pana redaktora Michnika, w postaci marksizmu-leninizmu. Wtedy truciznę tę aplikowano brutalnie i bez ceregieli, metoda przymusowego karmienia przez rurę. Dzisiaj jest oczywiście inny etap, toteż i redaktor Michnik ani słowem się nie zająknie o klasowej nienawiści, czy dyktaturze proletariatu. Przeciwnie – z ust spływa mu sam miód, kiedy tak deklamuje o tolerancji i w ogóle – ale wiadomo, że to tylko zmiana rewolucyjnej taktyki, zmiana opakowania, w którym jednak – tak samo, jak przed 60 laty – znajduje się ta sama trucizna – tym razem z wytwórni trucizn Antoniego Gramsciego. To ona ma się rozpuścić, to ją mamy wchłonąć i w ten sposób dostosować się do oczekiwań pana redaktora Michnika, który chciałby nas przerobić na własny obraz i podobieństwo, a w ostateczności – na obraz i podobieństwo pana redaktora Lisa, bo wiadomo, ze nie ma rzeczy doskonałych.
Ponieważ od roku 1944 trucizna jest aplikowana aż do dnia dzisiejszego – bo pępowina łącząca III Rzeczpospolitą i PRL-em nie została przecież przecięta i jad sączy się nadal – wypada częściowo zgodzić się ze spostrzeżeniem pana redaktora Michnika, że na obszarze Polski żyją – jak to ujął – „dwa plemiona”. To racja – ale tylko częściowo, bo na obszarze Polski żyje z jednej strony tradycyjny naród polski, a z drugiej strony – plemienna wspólnota rozbójnicza moskiewskich psiaków, które teraz, jeden przez drugiego, próbują zostać europejsami. Nietrudno się domyślić do której grupy należy pan redaktor Michnik ze swoimi antenatami i ze swoimi przyjacioły.
Dlatego łatwiej nam zrozumieć również zabiegi wokół melioracji polskiego Kościoła. Tak się składa, że niedawno minęła 60 rocznica aresztowania prymasa Stefana Wyszyńskiego przez poprzedników pana redaktora Michnika. Podobnie jak on dzisiaj, również oni wtedy próbowali przerobić Kościół w Polsce według swoich wyobrażeń. Dzięki niezłomnej postawie prymasa Stefana Wyszyńskiego to się nie udało, ale ponieważ tamten rozkaz nie został nigdy odwołany, to dzisiaj kolejne pokolenia ubeckich dynastii przejmują pałeczkę, a właściwie – nie żadną „pałeczkę”, tylko milicyjną pałę, przy pomocy której próbują przerobić Kościół na „żywą cerkiew”. Ale widać, że niezbyt dobrze to idzie, skoro nasi okupanci w ramach jesiennej konfrontacji z obywatelami, muszą sięgać aż po najgłębsze rezerwy w osobie pana redaktora Adama Michnika, „Żyda roku 1990” i jednego z największych cadyków w naszym nieszczęśliwym kraju.
Mówił Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w Radiu Maryja w każdy czwartek o godz. 7.00 i 17.50. Komentarze nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu.
Tu znajdziesz komentarze w plikach mp3 – do wysłuchania lub ściągnięcia. | | | marcus | 23.06.2014 11:18:12 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1871978 Od: 2014-5-4
| Nie jest bezpiecznie „Skoro tylko będą mówić; „pokój i bezpieczeństwo” – wtedy od razu spadnie na nich nagła zagłada” – powiada święty Paweł w „Liście do Tesaloniczan”. Dokładnie sprawdziło się to w przypadku rządu premiera Donalda Tuska.
Platforma, co prawda minimalnie, niemniej jednak wygrała wybory do Parlamentu Europejskiego, prezydent Obama obsypał naszych Umiłowanych Przywódców komplementami, a Polskę nazwał „najlepszym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych” (pewien dociekliwy Czytelnik nadesłał mi jednak fragmenty przemówień prezydenta Obamy, z których okazało się, że „najlepszym sojusznikiem USA” nazywa on każdy odwiedzany przez siebie kraj – ale zawsze miło posłuchać), no a Nasza Złota Pani niezmiennie darzy premiera Tuska swoimi łaskami, na dowód czego, gwoli osuszenia mu łez, przyznała mu nagrodę Karola Wielkiego, kiedy to tajemniczy dobroczyńca ludzkości zabronił mu kandydowania w wyborach prezydenckich w roku 2010. Ale incipiam.
Otóż kiedy wydawało się, że Platforma Obywatelska odbywa triumfalny marsz ku świetlanej przyszłości, okazało się, że jakaś Schwein ponagrywała rozmowy rozmaitych państwowych dygnitarzy, którzy niczego nie przeczuwając biesiadowali sobie w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, którą pewnie odtąd vox populi obdarzy nazwą „Pod Pluskwami” oraz innych prestiżowych knajpach warszawskich – a następnie przekazała te nagrania – a powiadają, że jest tego co najmniej 900 godzin – redakcji tygodnika „Wprost”.
Rozmowy te potwierdzają podejrzenia, że III Rzeczpospolita, za sprawą okupujących ją bezpieczniackich watah, z roku na rok coraz bardziej upodabnia się do organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym – bo na przykład minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz („idziemy po was!”) podżegał przy wódeczce prezesa Narodowego Banku Polskiego Marka Belkę, szczęśliwego posiadacza aż dwóch pseudonimów operacyjnych oraz byłego premiera sierocego rządu, do którego nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne, a który mimo to, z łaski razwiedki, rządził sobie jak gdyby nigdy nic – otóż tego prezesa Belkę podżegał do złamania art. 200 ust. 2 konstytucji, zabraniającego dodrukowywania pieniędzy – żeby zapewnić Platformie lepsze notowania w roku wyborczym. Prezes Belka nie tylko nie odrzucił tej przestępczej propozycji, ale uzależnił ją od przeprowadzenia dymisji ministra finansów Rostowskiego.
W innym fragmencie minister Sienkiewicz, na przykładzie przedsiębiorcy Zbigniewa Jakubasa, daje do zrozumienia, że każdego biznesmena może tak przycisnąć, że już do końca życia będzie się cieszył, że żywy-zdrowy i nawet nie przyjdzie mu na myśl podskakiwanie rządowi. Słowem – spelunca latrones, czyli przekładając z łaciny na polski – jaskinia zbójców – co dodatkowo potwierdzają dialogi na cztery nogi byłego faworyta premiera Tuska i ministra infrastruktury Sławomira Nowaka z wiceministrem finansów Parafianowiczem.
Oczywiście to dopiero początek serialu, bo tygodnik „Wprost” zapowiada dalsze odcinki, więc od ubiegłej soboty nasz nieszczęśliwy kraj przeżywa polityczne trzęsienie ziemi, wobec którego nawet Mundial schodzi na jakiś bardzo daleki plan.
Premier Tusk przez sobotę i pół niedzieli jeszcze nie wiedział co myśli, aż dopiero potem ktoś starszy i mądrzejszy musiał go oświecić, bo na konferencji prasowej w poniedziałek poszedł w zaparte, oskarżając anonimową Schwein o próbę zamachu stanu. Jako unus defensor Patriae wykluczył dymisję ministra Sienkiewicza, który też swoją dymisję wykluczył, przynajmniej do czasu „wykonania zadania”. Jakie to zadanie – tego, ma się rozumieć, nie wiemy, ale nietrudno się domyślić, że polega ono na ratowaniu własnej skóry kosztem wytypowania podejrzanych i przykładnego ich ukarania.
Toteż niezależna prokuratura w towarzystwie tajniaków z ABW wkroczyła do redakcji „Wprost” z zadaniem przejęcia komputerów i innych nośników, na których wraże nagrania zostały utrwalone. Mniemanie, że redakcja będzie te wszystkie rzeczy trzymała u siebie uznałem za przejaw skrajnej naiwności zarówno niezależnej prokuratury, jak i ABW, która – podobnie jak i Biuro Ochrony Rządu – niczego podejrzanego nie zauważyła przez całe miesiące, a być może nawet i lata – chociaż właściciel knajpy „Pod Pluskwami” utrzymywał, że była ona wielokrotnie sprawdzana właśnie – jakże by inaczej – „pod kątem kontrwywiadowczym”. Na przykład rozmowa ministra Sienkiewicza z prezesem Belką została nagrana latem ubiegłego roku.
Dlaczego Schwein zdecydowała się przekazać kompromaty właśnie redakcji ”Wprost” i akurat teraz – o tym później, bo wypada jeszcze odnotować finał energicznej akcji prokuratury i ABW w redakcji tygodnika. Otóż kiedy okazało się, że organy wkroczyły, do lokalu redakcji zaczęli napływać stołeczni dziennikarze, a telewizje i rozgłośnie radiowe przekazywały relacje w czasie rzeczywistym.
Ośmielony taką odsieczą pan red. Sylwester Latkowski stanowczo odmówił wydania laptopa i pendrive’a, które – jak się okazało – miał w swoim gabinecie. Niezależna prokuratura wezwała policjantów, którzy najwyraźniej byli zażenowani uczestnictwem w tym najściu. Rzecz bowiem w tym, że red. Latkowskiemu niezależna prokuratura nie postawiła żadnego zarzutu, zatem żądanie odeń wydania komputera bez decyzji sądu było ewidentnym bezprawiem tym bardziej, że informacje które mogły się tam znajdować, są prawnie chronione tajemnicą dziennikarską.
Ale już Voltaire zauważył, że „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku” – toteż w pewnym momencie abewiacy rzucili się na red. Latkowskiego, usiłując wyrwać mu komputer i pendrive’a – jednak w tym momencie towarzyszący tłumowi dziennikarzy panowie Piotr Ikonowicz i poseł Przemysław Wipler wyważyli drzwi do gabinetu i w ten oto sposób subtelna gra operacyjna ABW spaliła na panewce. W rezultacie przedstawiciel niezależnej prokuratury w osobie Józefa Gacka i tajniacy z ABW zrejterowali na z góry upatrzone pozycje. Ale następnego dnia premier Tusk na konferencji prasowej stwierdził, że działania niezależnej prokuratury były w jak najlepszym porządku, za co został pryncypialnie skarcony przez resortową „Stokrotkę”, która stwierdziła, że dziennikarze są przeciwko niemu.
Tak to z pozoru wygląda, chociaż pewnie nie wszyscy, bo na przykład red. Seweryn Blumsztajn, podobnie jak Wojciech Maziarski z redakcji „Gazety Wyborczej” prezentowali stanowisko wyważone, a sam pan red. Michnik milczy jak grób, więc postępactwo na razie jeszcze nie wie, co myśli. Najwyraźniej premier Tusk te pogróżki musiał jakoś sobie wkalkulować, bo uwagę „Stokrotki” skwitował, że „widzi”. Ale i „Stokrotka” i on też przecież wie, że jeśli oficerowie prowadzący każą swoim poprzebieranym za dziennikarzy konfidentom ćwierkać z określonego klucza, to ci będą ćwierkać, aż miło, a reszta, widząc co się święci, natychmiast się dostroi. W tej sytuacji i prokurator generalny, pan Andrzej Seremet uznał działania prokuratury za wzór praworządności ludowej – bo cóż innego mógłby powiedzieć?
W tej sytuacji zastanówmy się, jakaż to Schwein mogła miesiącami, a może nawet latami nagrywać Umiłowanych Przywódców, nie zwracając najmniejszej uwagi tubylczych specjalistów od „ochrony kontrwywiadowczej”, od których aż się roi we wszystkich siedmiu bezpieczniackich watahach? Ja oczywiście tego nie wiem, chociaż przypuszczam, że żaden tubylczy bezpieczniak by się na takie zuchwalstwo nie ważył tym bardziej, że takie zadanie wymagało działań zespołowych. Mógł zatem podjąć się tego ktoś, kogo nie dotknęłyby żadne konsekwencje w razie wykrycia, a w każdym razie – nie musiałby się z nimi liczyć.
Warto w związku z tym przypomnieć, że pan generał Nosek już w roku 2010, zaraz po katastrofie smoleńskiej, kiedy wydawało się, że zimny rosyjski czekista Putin jest naszą duszeńką i nawet nieboszczyk abp Józef Życiński gotów był zasilić szeregi przyjaciół Moskwy – otóż właśnie wtedy szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, pan generał Nosek, nawiązał współpracę z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa. W jaki sposób FSB tę współpracę realizowała i jakie zadania sobie stawiała – esperons, że zostanie nam to objawione, być może nawet w następstwie energicznego śledztwa.
Możliwość, że za nagraniami stali właśnie rosyjscy pierwszorzędni fachowcy jest w tej sytuacji bardziej prawdopodobna, niż każda inna, zwłaszcza, że kompromaty zostały puszczone w ruch właśnie teraz, gdy rząd premiera Tuska i prezydent Komorowski w podskokach zdecydowali się w imieniu naszego nieszczęśliwego kraju podjąć funkcji amerykańskiego dywersanta w Europie Wschodniej przeciwko Rosji. Toteż wcale bym się nie zdziwił, gdyby zimny rosyjski czekista Putin właśnie teraz zdecydował się skompromitować i ośmieszyć nie tylko wszystkich Umiłowanych Przywódców, ale również państwo polskie – które – co zresztą w podsłuchanej i nagranej rozmowie minister Sienkiewicz z podziwu godną spostrzegawczością zauważył – istnieje tylko formalnie.
Dlaczego anonimowa Schwein zdecydowała się przekazać kompromaty akurat redakcji „Wprost” – tego też nie wiem, ale pewne światło może rzucić na tę sprawę osoba pana red. Sylwestra Latkowskiego, który – co tu ukrywać – jest człowiekiem, jak to się mówi – z przeszłością. Był skazany za „wymuszenia rozbójnicze”, czyli mówiąc po ludzku – za bandytyzm, ale zanim to nastąpiło, ukrywał się był w Rosji. Po odsiedzeniu 17 miesięcy został utalentowanym filmowcem i dziennikarzem śledczym oraz przyjacielem rozmaitych dygnitarzy – aż wreszcie wylądował na stanowisku redaktora naczelnego opiniotwórczego tygodnika, o którym od samego początku mówiono na mieście, że jest odkrywką „służb”. No a teraz został producentem serialu politycznego, który wstrząsnął podstawami III Rzeczypospolitej akurat w momencie, gdy się wydawało, że jest bezpiecznie.
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl | | | marcus | 27.06.2014 19:38:36 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1875756 Od: 2014-5-4
| Antypaństwowe sprzysiężenie kelnerów Szanowni Państwo!
No to już się wyjaśniło tło „afery taśmowej”, jaka przez ostatnie dni wstrząsała III Rzecząpospolitą. Okazało się, że straszliwe sprzysiężenie zawiązali kelnerzy – co w następstwie niezwykle energicznego śledztwa ponad wszelką wątpliwość ustaliła niezależna prokuratura i słynni na cały świat ze swego profesjonalizmu agenci ABW.
Co prawda, ci sami abewiacy, nie mówiąc już o funkcjonariuszach Biura Ochrony Rządu, jakoś nie zauważyli spisku kelnerów, którzy naszych Umiłowanych Przywódców musieli nagrywać całymi miesiącami, a może nawet latami – ale wiadomo, że nie ma rzeczy doskonałych, a poza tym – czy ktoś mógł przewidzieć, że przeciwko III Rzeczypospolitej i rządowi premiera Tuska, który jest przecież naszą najukochańszą duszeńką i faworytem Naszej Złotej Pani z Berlina, zbuntują się akurat kelnerzy? Tego nikt przewidzieć nie mógł, a zresztą – nie było takiego rozkazu. Rozkaz był, żeby tropić i łapać „faszystów”, co to objawili intencję rozsadzenia „układu okrągłego stołu”, więc abewiaki nastawiły się na „faszystów”.
Tymczasem okazało się, że faszyści – faszystami, ale III Rzeczypospolitej zagraża niebezpieczeństwo również ze strony kelnerów. Co tu ukrywać – III Rzeczypospolitej niebezpieczeństwo zagraża ze wszystkich stron; i ze strony „faszystów” i ze strony kelnerów i ze strony robotników i ze strony chłopów i ze strony inteligentów i ze strony wierzących i ze strony niewierzących i ze strony żywych i ze strony umarłych…
Doprawdy nie wiadomo, czym by się to wszystko mogło skończyć, gdyby pan premier Tusk, który jest naszą duszeńką oraz faworytem Naszej Złotej Pani, nie został oświecony przez kogoś starszego i mądrzejszego, że powinien przede wszystkim bronić państwa przed demontażem. A od czego zaczyna się demontaż państwa? Wiadomo – od dymisji ministrów. Najpierw jeden, potem drugi, trzeci, dziesiąty i oto my tu sobie gadu-gadu, a państwa już nie ma!
A przecież i bezpieczniackie watahy i Umiłowani Przywódcy mają ponakręcane rozmaite lody, pozaczynane różne biznesy, które wymagają utrzymania ciągłości państwa! Toteż pan premier Tusk, rada w radę uradził z wicepremierem Piechocińskim, co to ma stuprocentową zdolność koalicyjną, żeby wstrzymać się ze wszystkimi krokami aż do końca wakacji. Do końca wakacji abewiaki do spółki z niezależną prokuraturą powinny wyłapać wszystkich kelnerów i w ten oto prosty sposób III Rzeczpospolita zostanie ocalona.
Warto zwrócić uwagę, że z hipotezą kelnerską jako pierwszy już tydzień temu wystąpił nasz Kukuniek, czyli były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa. Czy to proroctwa go wspierały, czy też informację o projektowanym sposobie rozładowania afery podsłuchowej przekazał mu w zaufaniu znajomy oficer – to nie jest aż takie ważne, bo ważniejsze jest oczywiście to, że i abewiaki i niezależna prokuratura w podskokach posłusznie podążają wskazanym tropem.
Ma on jeszcze i tę zaletę, że poprzez kelnerów prowadzi do rozmaitych biznesmenów. Ci biznesmeni, zwłaszcza jeśli nie należą do bezpieczniackiej sitwy, to prawdziwa zakała ludzkości! Sami już nie wiedzą, ile mają pieniędzy, a jak trzeba zapłacić łapówkę, czy – dajmy na to – bezpieczniakom haracz za ochronę, to narzekaniom nie ma końca. Ale i na nich przyjdzie kryska, bo nie ma przecież tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Ta afera podsłuchowa wprawdzie zostanie zakończona wesołym oberkiem, kelnerzy pójdą siedzieć, ale chyba trzeba będzie zrobić jakieś roszady na politycznej scenie? A przy takich roszadach nigdy nie wiadomo, w kogo strzeli piorun. Tedy na wszelki wypadek lepiej już teraz, zawczasu, pomyśleć o szybkiej ścieżce ewakuacji. Zamiast oczekiwać na uderzenie pioruna, przezorniej jest samemu zejść z linii strzału. No dobrze – ale gdzie zejść? A gdzieżby indziej, jeśli nie do biznesu? Dzięki kolegom z bezpieki można będzie zapewnić sobie całkowitą bezkarność i aż do naturalnej śmierci używać życia całą paszczą!
No dobrze, łatwo powiedzieć: pójść do biznesu – ale jak to zrobić, skoro w biznesie rozpierają się biznesmeni? Ano, nie ma rady; trzeba będzie tych wszystkich biznesmenów rozkułaczyć. Popodłącza się ich według przygotowanej listy do spisku kelnerów, a potem wszystko im się poodbiera i w ten oto sposób abewiaki będą miały nie tylko szybką ścieżkę ewakuacji, ale i pierwszy milion na początek. Toteż nie ma co wiele gadać, tylko trzeba energicznie stabilizować państwo.
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl
TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA
| | | marcus | 28.06.2014 15:14:03 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1876293 Od: 2014-5-4
| Stanisław Michalkiewicz: Polskę oblazły pasożyty III Rzeczpospolita jest bowiem politycznym eksperymentem polegającym na tym, że bezpieczniackie watahy z komunistycznym rodowodem okupują kraj za parawanem stworzonym ze specjalnie dobieranych arywistów, których znaczna część – jak podejrzewam – to konfidenci tej czy innej watahy, w nagrodę za wierną służbę otrzymujący okruszki ze stołu pańskiego. To jest właśnie układ „okrągłego stołu”, który zaczyna już Polskę dławić, blokując narodowy potencjał ekonomiczny i zmuszając narodowe elity do emigracji. . Polskę oblazły pasożyty
Do tego, że okupujące Polskę bezpieczniackie watahy podsłuchują kogo chcą, bez oglądania się na jakieś prawa, już wszyscy się przyzwyczaili. Toteż gdy ktoś nie tylko podsłuchał Umiłowanych Przywódców, ale i podał do wiadomości publicznej te dialogi na cztery nogi, wybuchł skandal. Jedni, zgodnie ze spostrzeżeniem Stefana Kisielewskiego, że nic tak nie gorszy, jak prawda, ostentacyjnie się gorszą („to takie słowa są?”), a znowu inni, zwłaszcza środowisko „Gazety Wyborczej” przestrzegają przed „demontażem państwa”, tzn. okrągłostołowej III Rzeczypospolitej. Ale dla dobra Polski to właśnie trzeba by jak najszybciej zrobić. III Rzeczpospolita jest bowiem politycznym eksperymentem polegającym na tym, że bezpieczniackie watahy z komunistycznym rodowodem okupują kraj za parawanem stworzonym ze specjalnie dobieranych arywistów, których znaczna część – jak podejrzewam – to konfidenci tej czy innej watahy, w nagrodę za wierną służbę otrzymujący okruszki ze stołu pańskiego. To jest właśnie układ „okrągłego stołu”, który zaczyna już Polskę dławić, blokując narodowy potencjał ekonomiczny i zmuszając narodowe elity do emigracji. Bo ci arywiści nie są żadną elitą; to tylko brudna piana, szumowina, której udało się wypłynąć na powierzchnię w zamieszaniu wywołanym transformacją ustrojową, przeprowadzoną przez wojskową razwiedkę do spółki z „lewicą laicką”, czyli dawnymi stalinowcami, z „korzeniami” i bez. Podsłuchane dialogi na cztery nogi potwierdzają to w całej rozciągłości: „to widać, słychać i czuć”.
Jednym z takich arywistów jest były (?) poddany brytyjski, minister spraw zagranicznych III RP, pan Radosław Sikorski. W rozmowie z innym poddanym brytyjskim, pełniącym w III RP funkcję wicepremiera i ministra finansów, panem Vincentem „Jackiem” Rostowskim, poddał druzgocącej krytyce sojusz polsko-amerykański, trafnie wskazując, że ściąga on na Polskę niechęć Niemiec, Francji i Rosji, stwarzając Polsce „złudne poczucie bezpieczeństwa”. Rzeczywiście – sojusz polsko-amerykański ma wszelkie znamiona sojuszu egzotycznego. Sojusz egzotyczny to taki, że jeśli jeden sojusznik utraci niepodległość, to drugi może tego nawet nie zauważyć.
Tej egzotyki nie można wyeliminować, bo wynika ona z proporcji między Polską, a USA – ale można ją mniej lub bardziej zmniejszać. Można to osiągnąć – po pierwsze – tak kształtując polski interes państwowy, by nie był on sprzeczny z amerykańskim interesem państwowym – bo w przeciwnym razie nie ma mowy o jakichkolwiek korzyściach oraz – po drugie – domagając się wynagrodzenia z góry w zamian za wyświadczane Stanom Zjednoczonym przysługi. Tak właśnie robi Turcja, która nie tylko się domaga, ale i za każdym razem takie wynagrodzenie uzyskuje. Pragmatyczni Amerykanie bowiem się o to nie obrażają, ale też – właśnie dlatego że są pragmatyczni – sami takich korzyści nikomu nie oferują. Jeśli jakiś sojusznik wyświadcza im przysługi za darmo, to w to im graj!
Dlatego też podczas wizyty prezydenta Obamy w Warszawie dwukrotnie mówiłem na antenie Radia Maryja, żeby przy tej okazji załatwić przynajmniej dwie sprawy: po pierwsze – uzyskać od Amerykanów solenna obietnicę, że nigdy, pod żadnym pozorem, nie będą na Polskę naciskać w sprawie żydowskich roszczeń majątkowych i po drugie – skoro Polska, podejmując się niebezpiecznej roli amerykańskiego dywersanta w Europie Wschodniej, stanie się państwem frontowym – żeby USA potraktowały Polskę tak samo, jak inne państwo frontowe, tj. Izrael, otrzymujący co najmniej 4 miliardy dolarów finansowej kroplówki rocznie. Nie słyszałem jednak, by ani prezydent Komorowski, ani premier Tusk, ani wreszcie minister Sikorski o coś takiego poprosili. Zatem jeśli sojusz polsko-amerykański nie przynosi Polsce żadnej korzyści poza „złudnym poczuciem bezpieczeństwa”, to przyczyny należy szukać po stronie naszych arywistów, między innymi – ministra Sikorskiego, któremu Rzeczpospolita płaci nie za obmyślanie sposobów budowania własnej kariery na przykład na frymarczeniu polskimi interesami państwowymi z Naszą Złotą Panią z Berlina, tylko – oczywiście teoretycznie – za pilnowanie polskiego interesu – jaki by on tam nie był.
Stanisław Michalkiewicz | | | marcus | 11.07.2014 14:53:09 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1886090 Od: 2014-5-4
| Stanisław Michalkiewicz: Cywile libijscy i polscy
Felieton • Radio Maryja • 31 marca 2011
Szanowni Państwo! Teoria ludowładztwa, czyli demokracji, wzbogaciła się ostatnio o nowy, charakterystyczny szczegół. Zgodnie z zasadą samostanowienia narodów, każdy naród może, a nawet powinien sam zdecydować, w jaki sposób rządzić swoim państwem. Ale – podobnie jak kraje socjalistyczne za pierwszej komuny – również narody powinny respektować pewne zasady ogólne. Kraje socjalistyczne na przykład były suwerenne – o czym zapewniał nas wielokrotnie sam generał Jaruzelski, który nigdy przecież nie podjął decyzji, co nie byłaby absolutnie suwerenna. Jednocześnie jednak kraje socjalistyczne były socjalistyczne, a najbardziej socjalistyczny był oczywiście Związek Radziecki. Dlatego też Związek Radziecki zawsze pierwszy zauważał, czy w jakimś kraju socjalistycznym nie zalęgły się aby błędy i wypaczenia i jeśli się zalęgły – natychmiast udzielał takiemu krajowi bratniej pomocy – albo oficjalnie, albo wyręczając się tubylczymi generałami Jaruzelskimi. Pamiętamy przecież, jak to generał Jaruzelski wymyślił hasło, że socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości. Wynikało zeń jasno, że niepodległość z towarzyszącą jej zasadą samostanowienia narodów – owszem – ale socjalizm jest najważniejszy.
Dlatego nie dziwi nas decyzja podjęta przez uczestników konferencji w Londynie, że wprawdzie naród libijski sam o wszystkim zdecyduje, ale tylko pod warunkiem, że Kadafi musi odejść. Ten Kadafi jest rzeczywiście tyranem spod ciemnej gwiazdy; inaczej przecież generał Jaruzelski by się z nim nie zaprzyjaźnił i nie wysyłał do niego najlepszych synów socjalistycznej ojczyzny w osobach Grzegorza Korczyńskiego i Albina Siwaka – ale taki kategoryczny rozkaz, że musi z Libii się wynosić, otwiera zarówno w teorii ludowładztwa, jak i w stosunkach międzynarodowych nową epokę.
Nawiązuje ona do wynalazków już dokonanych, a konkretnie – do starej, poczciwej doktryny Breżniewa, wykorzystanej przy inwazji pięciu państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Jak pamiętamy, inwazja została przedsięwzięta na prośbę tamtejszych komunistów, zwłaszcza jednego – niejakiego Vasila Bilaka. W Libii podobnie; grupa kontaktowa – korzystając z rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ o zakazie lotów nad Libią – rozpoczęła intensywne naloty na ten kraj, gwoli ochrony tamtejszych cywilów. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z francuskimi planami stworzenia kieszonkowego imperium w postaci Unii Śródziemnomorskiej, obejmującego również obszar Afryki Północnej – chodzi wyłącznie o cywilów, którym nic tak dobrze nie robi na samopoczucie, jak bombardowania.
Odnotowując to wzbogacenie teorii ludowładztwa i nowy etap w stosunkach międzynarodowych, niepodobna nie zauważyć dwóch rzeczy: po pierwsze – tyran Kadafi będzie musiał wyemigrować na tamten świat, bo nie sądzę, żeby jakiś kraj na świecie zechciał go gościć zwłaszcza w sytuacji, gdy grupa kontaktowa zagrabi mu całe 144 tony złota, jakie podobno jeszcze trzyma na terenie Libii, nie mówiąc już o konfiskacie pieniędzy, które schował w bankach zagranicznych. Druga, znacznie ważniejsza sprawa, to oczywiście cywile.
Nie jest przecież żadną tajemnicą, że cywile są nie tylko w Libii. Cywile żyją sobie we wszystkich krajach świata; również w Polsce, gdzie przynajmniej spora ich część nie jest zadowolona ani z rządów premiera Donalda Tuska, ani z poczynań pana prezydenta Komorowskiego. Czy ci cywile mogą spodziewać się jakiejś ochrony – na przykład przed popadaniem w coraz głębszą niewolę u lichwiarskiej międzynarodówki? Warto zauważyć, że na skutek rozrzutności rządu, który na dodatek zamierza politycznie korumpować nawet małe dzieci kupując im laptopy, koszty samej obsługi długu publicznego sięgną w tym roku co najmniej 38 miliardów złotych – a to przecież zaledwie kropla w morzu tego, co rząd premiera Tuska będzie musiał tutejszym cywilom skonfiskować.
W tej sytuacji jedyny ratunek może przyjść ze strony jakiejś grupy kontaktowej, która skrzyknie się przy pomocy SMS-ów i przyjdzie w sukurs bezbronnym polskim cywilom, uwalniając ich od rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Tak by to teoretycznie wyglądało; niestety w praktyce sprawa się komplikuje. Nie tylko dlatego, że na terytorium naszego kraju Francja żadnej Unii Śródziemnomorskiej nie planuje, ale przede wszystkim dlatego, że potencjalni uczestnicy ewentualnej grupy kontaktowej, która mogłaby przyjść w sukurs bezbronnym polskim cywilom, uczestniczą w tym rabunku. Nie mają zatem żadnego interesu, by bezbronnym polskim cywilom pomagać. Przeciwnie – w ich interesie leży doprowadzenie ich do stanu jeszcze większej bezbronności, bo wtedy rząd pana premiera Tuska, podobnie jak rząd, który zostanie sformowany po jesiennym głosowaniu, będzie miał znacznie ułatwione nadzorowanie tutejszych cywilów, żeby wszystko, czego starsi i mądrzejsi od nich zażądają, spłacili co do ostatniego srebrnika.
Mówił Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w Radiu Maryja w każdą środę o godz. 20.50 i powtarzany w czwartek. Komentarze nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu. | | | marcus | 11.07.2014 16:45:31 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1886207 Od: 2014-5-4
| Stanisław Michalkiewicz: Problemy z hodowlą człowieków sowieckich Gdyby nie było pana prof. Bogdana Chazana, to należałoby go wymyślić i to na gwałt. Inaczej opinia publiczna mogłaby się zainteresować doniesieniami z Niemiec – że tamtejsze władze mają WSZYSTKIE nagrania podsłuchanych w Polsce rozmów tubylczych dygnitarzy. Na szczęście nie trzeba niczego wymyślać; prof. Chazan rzeczywiście odmówił ciężarnej kobiecie wyskrobania jej śmiertelnie chorego dziecka i w dodatku nie wskazał lekarza, który to zrobi, więc dziecko się urodziło w następstwie cesarskiego cięcia, ale według wszelkiego prawdopodobieństwa wkrótce umrze. Prof. Chazan został tedy potępiony przez wszystkich miłośników nieubłaganego postępu, a poza tym szpital, w którym jest zatrudniony, został ukarany przez Narodowy Fundusz Zdrowia karą 70 tys. złotych. Niezależnie od tego postępek prof. Chazana wzbudził potężny klangor. W tym klangorze wybijają się dwa sprzeczne poglądy: pierwszy – że lekarz ma w podskokach wykonywać obowiązki nałożone nań przez obowiązujące w państwie prawo, a drugi – że prawo – prawem, ale ostatnią instancją jest sumienie.
Klangor ten jest elementem komunistycznej rewolucji, jaka w Europie prowadzona jest pod auspicjami Unii Europejskiej według strategii zaproponowanej przez Antoniego Gramsciego. Celem tej rewolucji jest wyhodowanie człowieka sowieckiego oraz zbudowanie mu totalitarnego państwa, bo w innym środowisku człowiek sowiecki czułby się źle. Człowiek sowiecki tym się różni od normalnego, że wyrzekł się wolnej woli, tzn. m.in. sumienia, na rzecz państwa. Co państwo mu każe, to jest dobre. Jak mu na przykład każe palić Żydami w piecach, to będzie palił, albo jak mu każe mordować wariatów lub inwalidów, to będzie ich mordował w poczuciu pierwotnej niewinności. Z kolei państwo totalitarne nie toleruje innej władzy poza własną – a więc np. władzy rodzicielskiej, a zwłaszcza – władzy sumienia. Z tego powodu pan prof. Chazan, który wraz z trzema tysiącami innych lekarzy podpisał „klauzulę sumienia”, to znaczy – deklarację, iż sumienie będzie dlań ostatnią instancją, wzbudza taki niepokój i taką wrogość w środowiskach komunistycznych rewolucjonistów, bo jeśli by taka postawa się upowszechniła, to rewolucja może się nie udać.
Socjalizm bohatersko walczy z problemami nie znanymi w innym ustroju – mawiał Stefan Kisielewski. Gdyby nie było państwowej służby zdrowia – której domagała się i którą wspiera również większość lekarzy – to na przykład szpital „Rzeź Niewiniątek” robiłby skrobanki taśmowo, podczas gdy szpital „Dzieciątka Jezus” by ich nie robił. Szkoda, że lekarze, zarówno stawiający dzisiaj na sumienie, jak i stawiający na obowiązujące prawo, na skutek zaczadzenia socjalistyczną propagandą wcześniej o tym nie pomyśleli. W rezultacie dzisiaj o tym, jak mają leczyć pacjentów, dyktują im biurwy z Narodowego Funduszu Zdrowia.
Stanisław Michalkiewicz
Goniec Polski (goniec.com) • 8 lipca 2014 | | | marcus | 11.07.2014 16:47:04 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1886211 Od: 2014-5-4
| Stanisław Michalkiewicz: Wiara, czy bomba? Narodowy socjalizm został zmuszony do bezwarunkowej kapitulacji, podczas gdy komunizm swój pozorowany upadek wynegocjował. Nie dlatego, że moralnie stał wyżej, tylko dlatego, że zdążył uzbroić się w bomby atomowe i wodorowe i o bezwarunkowej kapitulacji nie mogło być mowy. Wygląda zatem na to, że nie wiara usprawiedliwia, tylko bomba atomowa. … Wiara, czy bomba?
W związku z protestem młodzieży narodowej przeciwko obecności na Uniwersytecie Wrocławskim pana prof. Zygmunta Baumana, który w okresie dobrego, stalinowskiego fartu był i komunistą i politrukiem u kabewiaków, a nawet konfidentem Informacji Wojskowej, która przyprawiła o śmierć mnóstwo polskich patriotów – zanim poświęcił się bez reszty „pracy naukowej”, to znaczy – duraczeniu przedstawicieli mniej wartościowych narodów tubylczych a to „marksizmem”, a to „postmodernizmem”, w zależności od tego, w co akurat bardziej opłacało się wierzyć – więc w związku z tą awanturą przedstawiony został przez pana red. Wiesława Dębskiego interesujący pogląd na temat usprawiedliwienia. Według tego poglądu usprawiedliwienie następuje poprzez wiarę. Ponieważ pan prof. Zygmunt Bauman „wierzył, że komunizm jest dobry dla Polski” to wskutek tego wszystkie zbrodnie i łajdactwa, w jakich podówczas czynnie i mimowolnie uczestniczył, nie obciążają go moralnie. Ba – należałoby go „cenić”, że postępował zgodnie z przekonaniami. Wyglądałoby zatem na to, że wiara nie tylko usprawiedliwia, ale nawet uszlachetnia.
Ale jeśli nawet, to z pewnością nie każda. Jest niemal stuprocentowo pewne, że taki na przykład Rudolf Hess, w swoim czasie zastępca wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera, wierzył w narodowy socjalizm co najmniej tak mocno, jak pan prof. Bauman w komunizm, a nawet bardziej, bo, o ile mi wiadomo, nie wyrzekł się tej wiary nawet w berlińskim więzieniu w Spandau, gdzie odbywał karę dożywotniego więzienia, przerwaną uduszeniem go kablem elektrycznym przez angielskich agentów. Ale gdyby Rudolf Hess został zaproszony do wygłoszenia wykładu czy to na Uniwersytecie Wrocławskim, czy jakimś innym, to prawdopodobnie nie uzyskałby pozwolenia, a już na pewno nie uzyskałby od naszego demokratycznego państwa prawnego policyjnej ochrony – podczas gdy pan prof. Bauman ją uzyskał.
Oczywiście na tym etapie – bo jeśli etap się zmieni – a może zmienić się w kierunku wskazywanym przez serial „Nasze matki, nasi ojcowie” – to możliwa będzie sytuacja odwrotna – że Rudolf Hess wygłosi wykład, natomiast pan prof. Bauman – nie – a jestem pewien, że pan red. Dębski świetnie potrafiłby to też uzasadnić. Ciekawe, czy na Uniwersytecie Wrocławskim mógłby wygłosić wykład taki, dajmy na to, Stefan Bandera, który z całą pewnością też wierzył, „że to co robił jest dobre” dla Ukrainy. Trudno się z tym spierać, bo przecież w następstwie „czystek etnicznych o znamionach ludobójstwa”, prawo Ukrainy do Wołynia nie jest dzisiaj podważane. Może by jakoś to załatwiono, bo w końcu nawet Sejm nie wie, czy było w tym coś demonicznego, czy tylko zwyczajne „błędy i wypaczenia”, ale Rudolfu Hessu chyba by nie pozwolono. Na obecnym etapie wiadomo: jest, jak jest, ale skąd taka różnica?
Przecież nie stąd, że komunizm był mniej zbrodniczy od narodowego socjalizmu. Można powiedzieć, że nawet bardziej, przynajmniej jeśli chodzi o samą ilość ofiar, bez uwzględniania ich ciężaru gatunkowego. Ale narodowy socjalizm został zmuszony do bezwarunkowej kapitulacji, podczas gdy komunizm swój pozorowany upadek wynegocjował. Nie dlatego, że moralnie stał wyżej, tylko dlatego, że zdążył uzbroić się w bomby atomowe i wodorowe i o bezwarunkowej kapitulacji nie mogło być mowy. Wygląda zatem na to, że nie wiara usprawiedliwia, tylko bomba atomowa. A powiadają, że między filozofią, a techniką nie na żadnych związków. Jakże „nie ma”, kiedy są!
.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/ | | | marcus | 11.07.2014 16:48:41 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1886212 Od: 2014-5-4
| Stanisław Michalkiewicz: Tajemnice wojskowe i bankierskie To się nie mieści w pale – powiedziałby ZOMO-wiec. Prezydent Lech Kaczyński jest najwyższym zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, ale oficerowie, a już specjalnie piloci dlaczegoś nie chcą go słuchać. A to nie lądują tam, gdzie im prezydent każe, a to chorują, kiedy prezydent chce, żeby polecieli z nim do Brukseli. Najwyraźniej musza mieć jakiegoś jeszcze wyższego zwierzchnika Sił Zbrojnych, którego po staremu słuchają bez zastrzeżeń. Ciekawe, kto to jest i gdzie rezyduje… Pewnie się tego nigdy nie dowiemy, bo to tajemnica wojskowa, a wiadomo, że kto by zdradził tajemnicę wojskową, zwłaszcza tajemnice tak wielką – umrze podwójnie ciałem i duszą. Pamiętam, jak w czasach studenckich składaliśmy przysięgę wojskową, zawierającą między innymi wzmiankę o „braterskim przymierzu z Armią Radziecką i innymi sojuszniczymi armiami”. Ciekawe, czy mimo transformacji ustrojowej przysięga ta nadal obowiązuje w sumieniu? Nie wiadomo, kogo o to zapytać, może JE abpa Henryka Muszyńskiego? Szczęśliwie odnalazł on oficera SB, który – tym razem z podziwu godną prawdomównością – zeznał, że Ekscelencja został zarejestrowany jako tajny współpracownik bez swojej wiedzy i zgody. Tak prawdomówny oficer na pewno mógłby doradzić również w sprawach konfliktu sumienia w związku z wojskową przysięgą, zwłaszcza, że zawierała ona również inwokację do „surowej ręki sprawiedliwości ludowej”, która miała „dosięgnąć” każdego wiarołomcę. Przy tak poważnej zastawce trudno się dziwić, że oficerowie, a w szczególności piloci, starają się dochować wierności Prawdziwemu Zwierzchnikowi Sił Zbrojnych i ostentacyjnie olewają zwierzchnika tak zwanego „konstytucyjnego”. Inna rzecz, że przy tzw. europejskim nakazie aresztowania cywilbanda też pokazała, że konstytucję ma w du…żym poważaniu. A czy wojskowi sa gorsi od głupich cywilów? Jasne, że nie; wie o tym każde dziecko, które przeczytało „Przygody dobrego wojaka Szwejka”. W tej sytuacji pan prezydent będzie chyba musiał prywatnie wynająć sobie jakiegoś cywilnego pilota, najlepiej z samolotem, to wtedy na pewno będzie mógł polecieć kiedy chce i tam, gdzie on chce.
Inna sprawa, że determinacja rządu i samego premiera Tuska, żeby do Brukseli pod żadnym pozorem nie dopuścić prezydenta Kaczyńskiego, skłania do podejrzeń, iż polska delegacja rządowa zamierza dokonać tam jakiejś siuchty, w związku z czym robi wszystko, żeby zachować ją jak najdłużej w tajemnicy. Ciekawe, czy do konfidencji zostanie w tej sytuacji dopuszczony Prawdziwy Zwierzchnik Sił Zbrojnych? Ooo, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Kto wie, czy to właśnie nie on jest też prawdziwym autorem owej siuchty, którą rząd tylko wykona, jako organ władzy, bądź co bądź, wykonawczej. W szczególności nurtuje mnie, czy rząd nie zamierza na brukselskim szczycie zaciągnąć jakichści tajnych zobowiązań co do wejścia w życie Traktatu Lizbońskiego jak gdyby nigdy nic? Jeśli taki rozkaz wydał Prawdziwy Zwierzchnik Sił Zbrojnych, to ani chybi tak musiałoby się stać, i to nawet dobrze tłumaczy przyczyny, dla których rząd w tej sprawie nie cofa się nawet przed kompromitacją i śmiesznością. Nie bez kozery Voltaire pisał, że „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”.
Podczas gdy premier Tusk próbuję zablokować prezydentowi Kaczyńskiemu wejście na pokład samolotu, na świecie krok po kroku pogłębia się kryzys finansowy. Polski, ma się rozumieć, on nie dotyczy; nasza chata, wiadomo – z kraja, a poza tym jesteśmy gospodarczą potęgą, tak samo, jak za panowania Edwarda Gierka, więc my nie, my nie, my nie, my nie, kryzysów nie boimy się! Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że najsławniejszy do niedawna geniusz finansowy, w osobie Alana Greenspana, schował się w mysią dziurę i ani myśli spieszyć z pomocą ginącemu światu. A przecież właśnie Alan Greenspan, jako szef Rezerwy Federalnej nie dał się nikomu wyprzedzić w wypłukiwaniu złota z powietrza i za jego czasów podaż pieniądz wzrosła aż o 187 procent, znacznie przewyższając tempo wzrostu produktu krajowego brutto. Ileż rzeczy za te wypłukane z powietrza złoto musieli grandziarze sobie pokupować? Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że teraz ukryli swego dobroczyńcę w jakiejś luksusowej kryjówce, skąd nie wolno mu jednak pisnąć, żeby nie psuć reputacji drugiej zmianie geniuszy ekonomicznych, wśród których na czoło wysuwa się sekretarz skarbu Henryk Paulson, dawniej z banku Goldman & Sachs. Już przeforsował obrabowanie amerykańskich podatników na 700 mld dolarów, a to przecież dopiero początek ratowania świata. Ale skoro Grynszpan się ukrywa, to dlaczego świat nie zasięga rady u naszego profesora Balcerowicza? Skoro tak uodpornił naszą gospodarkę i nasze państwo na wszechświatowe kryzysy, to może być coś doradził ginącemu światu? Przecież już Cyprian Kamil Norwid zauważył, że „nie jest światło, by pod korcem stało”, zwłaszcza kiedy larum grają!
Stanisław Michalkiewicz www.michalkiewicz.pl | | | marcus | 11.07.2014 18:03:58 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1886293 Od: 2014-5-4
| Żydokomuna w poczuciu misji Czy istnieje żydokomuna? Niektórzy, jak np. pan prof. Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego, twierdzi, że „żydokomuna to antysemicki mit”. Jak tak dalej pójdzie, to tylko patrzeć, jak samo istnienie Żydów zostanie uznane za „antysemicki mit”.
W tym kierunku zresztą zmierzał w swoim czasie pan red. Adam Michnik twierdząc, że przynajmniej w Polsce Żydów „nie ma”. Możemy sobie wyobrazić, co by się w naszym nieszczęśliwym kraju działo, gdyby „byli”.
Ale w tej sprawie zdania są podzielone, bo np. pan Konstanty Gebert utrzymywał, że Żydzi w Polsce nie tylko „są”, ale w dodatku – że „będą walczyć z antysemityzmem”, co w przełożeniu na język ludzki oznacza, że będą próbowali wdeptywać w ziemię każdego, kto im się sprzeciwi. Na wszelki tedy wypadek każdy, komu kariera miła, nie tylko odżegnuje się od „antysemityzmu”, ale chętnie go „potępia”, a nawet, w porywach gorliwości, przyłącza się do potępiania osób uznanych za „antysemitów” w nadziei, że jest to rodzaj szczepionki uodparniającej.
Ale skoro panu Gebertowi wolno, nawet wbrew panu red. Michnikowi uważać, że Żydzi w Polsce „są”, to nie ma powodu, by tego nie zauważać. A skoro Żydzi w Polsce „są”, to jest wysoce prawdopodobne, że maja rozmaite interesy, i że potrafią w sposób zorganizowany o nie zabiegać. Pogląd przeciwny, w postaci przekonania, że Żydzi nie mogą mieć w naszym nieszczęśliwym kraju żadnych interesów, a jeśli nawet by jakieś tam i mieli, to nie potrafią o nie zabiegać, dopiero byłby antysemicki! Zatem nie ma żadnego powodu, by w menażerii nie zauważać słonia.
Wracając tedy do pytania, czy istnieje żydokomuna, warto zwrócić uwagę, że wśród zwolenników komuny są zarówno Żydzi, jak i głupi goje, ale również – że obydwa te kręgi częściowo się na siebie nakładają. Obszar, gdzie te kręgi się na siebie nakładają, to właśnie żydokomuna. Wygląda zatem na to, że żydokomuna istnieje, a jeśli pan prof. Paweł Śpiewak temu zaprzecza, to być może z tych samych powodów, co Stary Diabeł w listach do Diabła Młodego.
Jak wynika z książki Clive Staples Lewisa „Listy starego diabła do młodego”, Stary Diabeł uważał, iż najważniejsze jest wpojenie ludziom przekonania, że diabłów „nie ma”. Jak ludzie w to uwierzą, to kuszenie staje się już dziecinnie łatwe. Wygląda na to, że pan prof. Śpiewak próbuje zastosować tę samą taktykę wobec mniej wartościowego narodu tubylczego, by tym łatwiej doprowadzić go do stanu bezbronności wobec Żydów, kiedy już tutaj „będą”.
Zanim to jednak nastąpi, zatrzymajmy się chwilę nad taktyką żydokomuny. Najbardziej charakterystyczną cechą tej taktyki jest kierowanie się mądrością etapu. Żydokomuna nie ma przyjaciół, bo nie można przecież przyjaźnić się z istotami niższymi, w gruncie rzeczy tylko człekokształtnymi. Można je tylko wykorzystywać, a sposób tego wykorzystywania zależy właśnie od etapu. Etapy zaś się zmieniają, na co zwracał uwagę m.in. Antoni Słonimski pisząc, że dzieje świata mają charakter dwusuwowy. Suw pierwszy: chrześcijanie dla lwów! Suw drugi: Lwów dla chrześcijan! Oczywiście Antoni Słonimski dla efektu komicznego sprawę upraszczał, ale nie da się ukryć, że mechanizm jest właśnie taki.
Weźmy najnowsze dzieje naszego nieszczęśliwego kraju. W latach 40-tych żydokomuna zbuntowała sporą część głupich gojów przeciwko tubylczej szlachcie, czyli polskiej warstwie państwotwórczej, to znaczy – przeciwko ziemiaństwu, inteligencji i duchowieństwu. Propaganda żydokomuny głosiła, że te warstwy są ostoją wstecznictwa, podczas gdy nosicielem nieubłaganego postępu jest właśnie żydokomuna i jej elewi.
W rezultacie tego buntu, przy wydatnym wsparciu Sowieciarzy, którzy – jak stwierdził podczas kwerendy w archiwum KGB Włodzimierz Bukowski – każdemu podbitemu przez siebie krajowi ucinali głowę, likwidując ok. 10 proc. ludności stanowiącej warstwę przywódczą – elity polskie zostały straszliwie przetrzebione i spauperyzowane. Za sprawą żydokomuny rolę elity przejęła u nas polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, z którą tradycyjny, tysiącletni naród polski musi dzielić terytorium państwowe.
Kiedy pod koniec lat 50-tych Sowieciarze w zimnej wojnie postawili na kraje arabskie, światowe żydostwo przeszło na pozycje antysowieckie. Proces ten objął również żydokomunę, która nie tylko zaczęła się przestrajać na pozycje antykomunistyczne, ale nawet wystąpiła przeciwko sowieckiej agenturze czyli partii, tworząc jeden z dwóch nurtów opozycji demokratycznej, tzw. „lewicę laicką”. Należeli tam również głupi goje w rodzaju opętanego przez Żydów pana Henryka Wujca, ale ton nadawała oczywiście żydokomuna. Na tym etapie żydokomuna podjęła umizgi do duchowieństwa, wespół z którym zbuntowała tym razem tradycyjny naród polski przeciwko polskojęzycznej wspólnocie rozbójniczej. W odpowiedzi polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza wystąpiła zbrojnie przeciwko narodowi polskiemu i wprawdzie go spacyfikowała, ale nie pokonała politycznie.
Dopiero w drugiej połowie lat 80-tych żydokomuna zaczęła zmieniać orientację i wespół z przywódcami polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, w osobach generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, w 1989 roku doprowadziła do porozumienia o podziale władzy NAD narodem polskim, któremu się wmówiło, że oto właśnie odzyskał wolność. Wtedy właśnie żydokomuna utworzyła żydowską gazetę dla Polaków, która, wraz z utworzonymi przez wojskową bezpiekę stacjami telewizyjnymi, stała się podstawowym narzędziem antypolskiej propagandy. Prowadzona jest ona dwutorowo; pierwszy nurt, to tzw. pedagogika wstydu, polegając na wmawianiu Polakom odpowiedzialności za masakrę europejskich Żydów w czasie II wojny światowej, a nurt drugi, to próba dyskredytowania w oczach tradycyjnego narodu polskiego ostatniej warstwy przywódczej w postaci duchowieństwa.
Ciekawe, że żydokomuna w tym drugim nurcie powróciła do taktyki stosowanej w latach 40-tych – że mianowicie polskie duchowieństwo, jako obóz wstecznictwa, cofa Polskę w rozwoju cywilizacyjnym, zaś ku świetlanej przyszłości poprowadzi ją dopiero żydokomuna do spółki z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą.
Z takim właśnie programem: „Uwolnić Polskę od Kościoła” wystąpił ostatnio wybitny przedstawiciel żydokomuny, pan prof. Jan Hartman. Nietrudno się domyślić, że i jeden i drugi nurt ma na celu doprowadzenie narodu polskiego do stanu bezbronności w obliczu spodziewanej inwazji żydostwa, które licząc na tzw. „restytucję mienia”, ma nadzieję zostać szlachtą mniej wartościowego narodu tubylczego, zaś polskojęzycznej wspólnocie rozbójniczej, temu rozwnuczonemu potomstwu ubeckich dynastii zamierza powierzyć zadanie utrzymywania go w ryzach.
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl | | | marcus | 11.07.2014 18:06:15 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1886294 Od: 2014-5-4
| Od 1990 roku we wszystkich krajach byłego bloku sowieckiego „międzynarodowy żyd” czyli międzynarodowa mafia żydowska organizowała struktury oraz networki w celu przejęcia całkowitej władzy przez żydów na uniwersytetach, kulturze oraz w sferach intelektualnych tych państw. To była i jest „koronkowa robota” w celu NARZUCENIA indoktrynacji judaistycznej oceny wszystkiego co sie dzieje na świecie przez pryzmat KOŻYŚCI żydowskich, oraz wyłonienia w tych krajach żydowskiej elity jako KASTY rządzącej.
Od 1990 roku „międzynarodowy żyd” na bazie doświadczeń oraz opracowanej metodologii w osaczonym intelektualnie USA przez mafie żydowską, oczywiście z przeznaczonymi wielkimi finansami wziętymi od żydowskich bank-sterów z New Yorku skonstruowano mechanizm wynoszenia na piedestały żydowskich wampirów, jako „autorytety wzorce” do naśladowania.
Całkiem nie dawno żydowski network w USA zfinansował i doprowadził do postawienia pomnika Lenina(on był ruskim ŻYDEM) w mieście Seattle, na ulicy 600 N 36th St., (Stan Washington):
http://www.roadsideamerica.com/story/9056
Na konwie zdobytej władzy i wciskanej gwałtem religii holokaustycznej przez żydów we współczesnej Europie, oni zaczeli RECHABILITOWAĆ po 1990 roku przedstawicieli żydo-komuny we wszystkich krajach byłego bloku sowieckiego i Europy.
Żydzi z obywatelstwem rosyjskim zamieszkali w Rosji skrzyknięci w jeden silny network maksymalnie WSPERANI finansowo oraz politycznie z zewnątrz przez „międzynarodowego żyda” zwłaszcza z USA też po całości OSACZYLI na kierowniczych stanowiskach instytucje naukowe, uniwersytety w centrach intelektualnych obecnej Rosji.
Ta zgraja utworzyła V kolumnę, która przejęła w swoje szpony nieomal wszystkie obecne media w Rosji. Obecnie ta V kolumna bardzo silnie pracuje nad tym, aby sfabrykowac RECHABILITOWAC, wybielic wszystkich największych KOMUNISTYCZNYCH morderców ŻYDOWSKICH z Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, a w tym LUDOBUJCĘ żyda Ławrientija Berie – Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych ZSRR (NKWD, ros. НКВД – Народный комиссариат внутренних дел
To Beria wydał wydał rozkaz i podpisał wyrok śmierci na ZGŁADZENIE 25 tysięcy Polskich oficerów i wyłapaną inteligencję po 17 września 1939 roku po zajeciu polskich terytoriów przez Armię Czerwoną na bazie niemiecko-żydo-rosyjskiej umowy Paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939r.
„Нераскрытые тайны”: Кого расстреляли вместо Берии в бункере МВО:
http://www.m24.ru/videos/41868
Intencją żydowskiej V kolumny prosperującej w obecnej Rosji i CAŁEJ Wschodniej Europie jest WYBIELANIE, a następnie RECHABILITACJA żydowskich komunistycznych WAMPIRÓW oprawców oraz wyniesienie ich na cokoły pomników jako „męczeników bohaterów” w obecnej Rosji, Europie i USA, a potem całego świata.
Żydowskie intelektualne kręgi w obecnej Rosji planują postawic pierwszy pomnik KRWAWEGO WAMPIRA Ławrientija Berii w Moskwie, obecnie przedstawianego, gloryfikowanego jako „MĘCZENNIKA” przez żydowskie kręgi zamieszkałe w obecnej Rosji.
Otóż, PRAWIE na wszystkich katedrach slawistyki czy studiów wschodniej europy na uniwersytetach amerykanskich tymi katedrami ZARZĄDZAJA „amerykanie” ale żydowskiego pochodzenia, którzy identyfikują się jedynie z narodowością żydowską i żydowskim egoistycznym szowinistycznym interesem swojej grupy etnicznej
Teoretycznie te katedry slawistyki POWINNY zajmować się wspołczesną literatura czy sztuką POLSKĄ, gdyż NA TEN cel SĄ własnie PRZEZNACZONE te FUNDUSZE finansowe na prowadzenie badań na tych katedrach slawistyki.
W zwiazku z tym ze żydzi ZDOMINOWALI te katedry to wymuszają czy podjeli decyzje, aby na tych katedrach slawistiki ZAJMOWAĆ sie ”badaniem” wszystkiego tego, co DOTYCZY ŻYDÓW zamieszkałych w Polsce w tej literaturze czy kulturze, a nastepnie SFABRYKOWANIE fałszywych teoryjek, JAKOBY, że żydzi ODEGRALI ZASADNICZĄ i NAJWAŻNIEJSZA rolę w Polskiej literaturze czy też powstają sfałszowane rozprawy „naukowe” JAKOBY to żydzi z polskim obywatelstwem w 100% kształtowali literaturę czy kulturę polskią, rosyjską, ukaranską … itd.
Na tych katedrach slawistyki czołowych uniwersytetów amerykańskich nieomal WSZYSKIE teraźniejsze „badania” historyczne krecą sie wokół problematyki małych czy nawet mikroskopijnych społczności żydowskich zamieszkałych w Polsce, Rosji, Ukrainie … itd. Faktyczna polską literaturą, kulturą czy polska sztuka NIKT się NIE zajmuje.
FABRYKUJE się zatem podstawy „naukowe” na uniwersytetach amerykańskich, aby SFABRYKOWAĆ „dowody” że to NIBY żydzi odegrali ZASADNICZĄ rolę, czyli to żydzi zamieszkali w Polsce NIBY kształtowali kulture w Polsce i wszystkich innych krajach Europy środkowej.
Żydzi na uczelaniach amerykańskich SFABRYKOWALI odgórne TEZA, że np. Polacy to byli prymitywami, a żydzi zamieszkali w dawnej Polsce stworzyli podwaliny kultóry polskiej.
Te „badania” żydowskie już SFABRYKOWAŁY TEZY, że to żydzi zamieszkali w Polsce dokonali obalenia komunizmu w Europie i na tej podstawie FABRYKUJE się historię przemian w Polsce po 1989 roku.
Te tzw. „badania” na tych uniwersytetach amerykańskich zmierzają też do SFABRYKOWANEJ z góry TEZY, że to też żydzi z obywatelstwem polskim tzw. „desydenci demokratyczni” tacy jak Kuronie, Mazowieckie, Geremki, Michniki … itp. dokonali przemian w Polsce po roku 1989, a Polacy to byli i są ciemnotą, która do tej pory niczego nie rozumie, co te „badania” żydowskie na uniwersytetach amerykańskich usiłują UDOWODNIC całemu światu. Polacy przedstawiani sa jako CIEMNOTA pod każdym względem.
Taka jest fabrykowana PARANOJA i IZREALIZACJA nauki światowej na siłę. Jesli jakiś pracownik naukowy na amerykanskim uniwersytecie zaczyna niezgadzać się i nie poddaje się INDOKTRYNACJI żydowskiej w USA, ma inne wyniki swoich badań oraz opinie oparte na autentycznej NIE SFABRYKOWANEJ historii przez żydów dotyczacych „żydów słowianskich” to jest po prostu SPŁAWIANY jako pracownik z uniwersytetu. Wyrzucają takich na bruk.
Zarządzającymi na katedrach slawistki większości uniwersytetów amerykańskich są „amerykanie” ale pochodzenia żydowskiego. Ci żydzi też decydują o przyznawania stypędiów naukowych, grantów dla studentów, ale też żydowskiego pochodzenia.
Jeśli jakiś pracownik naukowy wykaże że jest człowiekiem obiektywnym, a nie filosemitą to też jest wcześniej czy później „SPŁAWIANY” z uczelni, otrzymuje negatywne referencje … itp.
Takie są teraz mechanizmy, czyli zasadniczą sprawą o obsadzie pracownika na Uniwersytecie amerykańskim, ale REFERENCJAMI innych żydów czy stosunku petenta do indoktrynacji zydoskiej jeśli ktoś ma otrzymać posadę na czołowych uniwersytetach amerykańskich.
Kiedy już żydzi kogoś SPŁAWIĄ z uniwersytetu to taki młody naukowiec też nie NIE ZOSTANIE PRZYJETY na inny uniwersytet, gdyż nie otrzyma referencji od tych żydów co opanowali katedry humanistyki na czołowych uniwersytetach amerykańskich.
Czołowymi amerykańskimi uniwersytetami zarzadza NIEFORMALNA mafia, której macki sięgają wszędzie. Czesław Miłosz tez WPADŁ w takie sidła i dlatego aby się PRZYPODOBAĆ żydom, oficjalnie gardził polskością na zamówienie „profesorów amerykańskich” pochodzenia żydowskiego, którzy FABRYKUJĄ nową historię świata, która PASUJE do obecnych opowiadań i HAGODY żydowskiej.
Gdyby „noblista” Czesław Miłosz postępował uczciwie to takiej „kariery” by nie zrobił, a przecież ta „kariera” Miłosza to był sukces medialny, gdzie żydoskie kregi w USA wspierają każdego kto niejako podaje się, że jest „polakiem” ale tą polskość publicznie PLUJE, ją zawlcza i bezpodstawnie zniesławia.
Każdy nowy adept na „naukowca” na uniwersytecie amerykańskim jest zmuszony też FABRYKOWAĆ „naukę” w USA tzn. tanczyć jak jemu żydzi „zagraja” i wypada jemu co jakiś czas coś WYPRODUKOWAĆ i opublikować bardzo pozytywnego o żydach, bo jak nie bedzie tego robił to MAFIA żydowska, która opanowała amerykanskie uniwerysety np. ZLIKWIDUJE jego etat tam gdzie on pracuje i taki „nie poprawny politycznie” naukowiec znajdzie sie szybciutko na bruku. ROZUMIECIE jak to „LECI” ???
Problem polega na tym, że ci młodzi naukowcy, którzy NIE nie chcą FABRYKOWAĆ historii świata pod naciskiem żydowskich „profesorów”, BOJĄ się o tym głośno mówić ci nowi naukowcy , a już nie daj Boże komukolwiek poskarżyć, to wtedy taki bedzie SKOŃCZONY jako naukowiec w tym USA opanywanym przez mafie zydowską.
Po tym jak taki ucziwy naukowiec WYLECI z uniwersytetu już NIGDY ta MAFIA nie dopusci do tego, aby został przyjety do pracy naukowej w tej „demokratycznej” (sić !!! sić !!!) Ameryce tzn. USizraelu zdominowanym przez agresywną żydowską mafię.
Z NETA. | | | marcus | 11.07.2014 22:02:19 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1886574 Od: 2014-5-4
| Stanisław Michalkiewicz: Idą wielkie zmiany Kolejnym zwiastunem nadchodzących zmian jest deklaracja współpracy między Sojuszem Lewicy Demokratycznej i Twoim Ruchem. Ta formacja polityczna będzie oczywiście troszczyć się o „ludzi pracy”, ale przede wszystkim będzie starała się „uwolnić Polskę od Kościoła” – jak ogłosił doradca doskonały biłgorajskiego filozofa, też zresztą filozof, prof. Jan Hartman. . Idą wielkie zmiany
„Trzeba wiele zmienić, by wszystko zostało po staremu” – mawiał książę Salina z powieści „Lampart” Józefa Tomasi di Lampedusa. A tu właśnie historia zaczyna przyspieszać, co musi objawić się w rozmaitych zmianach, toteż nasi okupanci, a także ich zagraniczni mocodawcy z państw poważnych muszą zadbać o to, żeby te wszystkie zmiany sprzyjały utrwaleniu dotychczasowego porządku, ustanowionego przy „okrągłym stole”. Pierwszym zwiastunem nadchodzących zmian jest afera podsłuchowa. Wprawdzie redakcja „Wprost” przekazała to i owo niezależnej prokuraturze, która z pewnością nałoży na te materiały surdynę, ale przecież ten, kto całe przedsięwzięcie wymyślił i pod samym nosem ABW i BOR skutecznie przeprowadził, nie ograniczy się do pierwszego poważnego ostrzeżenia, tylko będzie próbował zmusić Umiłowanych Przywódców z PO, by skakali przed nim z gałęzi na gałąź. A ponieważ przy okazji mogą wyjść na jaw kolejne śmierdzące dmuchy i zostać ujawnione najświętsze tajemnice III Rzeczypospolitej, to nasi okupanci będą chyba musieli tę całą Platformę Obywatelską stopniowo likwidować – ale, ma się rozumieć, tak, żeby nie zagroziło to różnym ponakręcanym w międzyczasie lodom. Odbędzie się to oczywiście zgodnie z dyrektywą znaną z poematu „Towarzysz Szmaciak”: „czas zmienić politykę rolną lecz ludzi krzywdzić nam nie wolno”. Toteż o niektórych ludzi zadba Nasza Złota Pani, obmyślając dla nich jakieś spokojne trafiki w Brukseli, inni przejdą na z góry upatrzone pozycje w biznesie, a jeszcze inni posłużą za budulec nowej formacji politycznej, która powoli pocznie wyłaniać się z odmętów.
Kolejnym zwiastunem nadchodzących zmian jest deklaracja współpracy między Sojuszem Lewicy Demokratycznej i Twoim Ruchem. Ta formacja polityczna będzie oczywiście troszczyć się o „ludzi pracy”, ale przede wszystkim będzie starała się „uwolnić Polskę od Kościoła” – jak ogłosił doradca doskonały biłgorajskiego filozofa, też zresztą filozof, prof. Jan Hartman. „Uwolnienie Polski od Kościoła” jest konieczne w celu doprowadzenia mniej wartościowego narodu tubylczego do stanu bezbronności w obliczu nadchodzącej realizacji projektów, jakie wobec Polski snują państwa poważne, no i prawdopodobnej finalizacji „restytucji mienia żydowskiego”, w następstwie której mniej wartościowy naród tubylczy otrzyma nową szlachtę, wobec czego dotychczasowa będzie mu już niepotrzebna. Jednak SLD, nawet połączony z „Twoim Ruchem”, wprawdzie byłby reprezentatywny dla polskojęzycznej formacji rozbójniczej, z którą tradycyjny, tysiącletni naród polski dzieli terytorium państwowe, ale mógłby okazać się zbyt mały dla stworzenia parawanu dla tych wszystkich przedsięwzięć, toteż musi zostać uzupełniony pozostałościami po Platformie Obywatelskiej – oczywiście w postaci zupełnie nowej, „silnej” formacji politycznej, pod zupełnie nowym, ale oczywiście bezpiecznym, kierownictwem, na przykład spośród „byłych ludzi” tworzących Instytut Myśli Państwowej.
Na tę ostatnią możliwość wskazuje intensywne nadymanie pana mecenasa Romana Giertycha, który chyba pomyślnie zakończył kwarantannę związaną z przejściem na jasną stronę Mocy i właśnie staje się autorytetem zarówno moralnym, jak i politycznym. Kolejnym zwiastunem nadchodzących zmian jest ogłoszenie kolejnego programu „zjednoczenia prawicy”, w ramach którego pod sztandary Prawa i Sprawiedliwości powróci nie tylko „Solidarna Polska”, ale przejdzie również „Polska Razem”, które – jakże by inaczej – „zachowają swoją tożsamość”. W ten sposób polityczny cel zjednoczonej prawicy w postaci odsunięcia od władzy znienawidzonego rządu premiera Donalda Tuska zostanie osiągnięty jakby mimochodem, bez naruszania ustrojowych fundamentów III Rzeczypospolitej – a więc w sposób podobny, jak przed 25 laty sławna transformacja ustrojowa.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/ | | | marcus | 12.07.2014 14:30:41 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1887086 Od: 2014-5-4
| Kompromis i pryncypialność Większość Umiłowanych Przywódców skłania się ku definiowaniu polityki jako „sztuki kompromisów”. Nie jest to jednak jakaś wielka sztuka; kompromis może zawrzeć każdy, jeśli tylko jest czymś bardzo zmotywowany.
Nasi Umiłowani Przywódcy motywowani są pragnieniem poświęcenia się dla Polski, a wiadomo, że skoro dla Polski można nawet zabijać ludzi, to można robić również wiele innych rzeczy, na przykład – iść na kompromisy.
Toteż w ramach kolejnej odsłony widowiska pod tytułem „Jednoczenie prawicy” cały Naród miał okazję obejrzenia podjętej przez dwóch Umiłowanych Przywódców, pana Zbigniewa Ziobrę i pana Jarosława Gowina, próby wśliźnięcia się do – nazwijmy to elegancko – łask pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Chodzi o to, że – oczywiście dla dobra Polski, jakże by inaczej – Prawo i Sprawiedliwość musi wygrać wybory, by następnie wytarzać w smole i pierzu znienawidzony rząd pana premiera Tuska i rozprawić się z obozem zdrady i zaprzaństwa. Ponieważ dotychczas nic nie wskazuje na to, by PiS samodzielnie mogło taki cel osiągnąć, pan prezes Kaczyński wyszedł naprzeciw pragnieniu panów Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina w nadziei, że skoro już obydwu uda się wśliznąć do – nazwijmy to elegancko – łask, to zwolennicy ugrupowań kierowanych przez obydwu Umiłowanych Przywódców nie będą mieli innego wyjścia, jak tylko poprzeć PiS, które dzięki temu będzie mogło wreszcie zrealizować swój program.
Niestety te bliskie spotkania III stopnia z panem prezesem Kaczyńskim nie tylko nie doprowadziły do Zjednoczenia Prawicy, ale nawet jakby perspektywę takiej możliwości oddaliły, co widać było zarówno po reakcji pana Ziobry, jak i posła Gowina. Najwyraźniej pan prezes Kaczyński musi obecnie hołdować innej definicji polityki – jako sztuki UNIKANIA kompromisów. Trzeba powiedzieć, że jest to sztuka znacznie trudniejsza, bo – po pierwsze – pokusa kompromisu czyha na każdym kroku, a po drugie – na sukces trzeba czasami czekać bardzo długo i nie zawsze skutecznie – ale zalety postawy pryncypialnej prędzej czy później się okażą, na podobieństwo oliwy sprawiedliwej, co to zawsze na wierzch wypływa.
Jak wszyscy pamiętamy – chociaż dzisiaj wiele osób wolałoby może tego nie pamiętać – 7 stycznia 1993 roku została uchwalona ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Poprzedzona została długotrwałą dyskusją, w której prezentowane były zarówno postawy kompromisowe, jak i pryncypialne. Również ja włączyłem się do tej dyskusji, co przybrało postać projektu ustawy składającego się z dodatkowego paragrafu w art. 148 kodeksu karnego w formie jednego zdania: W razie zabójstwa dziecka jeszcze nie urodzonego sąd może podżegacza uwolnić od kary. Kropka.
Propozycja ta była pryncypialna, bo – po pierwsze – osobę przed urodzeniem nazywała „dzieckiem”, a nie „płodem ludzkim”, po drugie – aborcję nazywała „zabójstwem”, po trzecie – wykonawca takiego zabiegu traktowany byłby jako zabójca człowieka i odpowiednio karany, a po czwarte – była ona wyrozumiała dla kobiet, które często są zmuszane do aborcji przez swoje otoczenie, w związku z czym dawała sądom możliwość uwolnienia takich matek (bo w tym przestępstwie matka dziecka jest z punktu widzenia prawnego podżegaczem) od kary – chociaż nie od winy. Nie potrzebuję chyba dodawać, że NIKT tej propozycji nie poparł.
WSZYSCY stanęli na nieubłaganym gruncie kompromisu, ale w rezultacie dzisiaj mamy sprawę pana prof. Bogdana Chazana, który – podobnie jak kilka tysięcy innych lekarzy – został zmuszony do walki o możliwość kierowania się w pracy zawodowej sumieniem. Wygląda na to, że kompromis niczego w gruncie rzeczy nie załatwia, tylko konieczność stoczenia walki odsuwa w czasie, umożliwiając tym samym wrogowi wybór odpowiedniego momentu ataku.
Stanisław Michalkiewicz http://naszdziennik.pl | | | marcus | 14.07.2014 13:34:28 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2112 #1889260 Od: 2014-5-4
| Wścieklizna ante portas
Jestem wściekły – deklaruje minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Któż może lepiej od niego wiedzieć – jaki jest? Nikt lepiej od niego wiedzieć tego nie może, więc skoro twierdzi, że jest wściekły, to na pewno tak jest.
No dobrze, ale skoro tak, to wypada przypomnieć, że już wcześniej i to wielokrotnie, z Kancelarii Premiera dochodziły informacje, że premier Tusk się „wściekł”.
Na czym to polegało, czy na przykład toczył pianę, albo kąsał przypadkowe osoby spośród swego otoczenia („minister, co przetrzymał dwieście mów w Genewie, ugryzł w nogę sąsiada i sam o tym nie wie”) – tego oczywiście nie wiemy, bo to tajemnica państwowa, natomiast czy te wszystkie deklaracje i doniesienia nie mogą wzbudzić podejrzeń, iż w środowisku Umiłowanych Przywódców mamy do czynienia z przypadkami wścieklizny, a może nawet z początkiem epidemii?
To jest możliwe, a skoro tak, to wypada przypomnieć, że w trosce o bezpieczeństwo naszej biednej ojczyzny, wielokrotnie wskazywałem na potrzebę przebadania pana posła Stefana Niesiołowskiego przez jakiegoś dobrego weterynarza – bo poszlaki wskazują właśnie na niego, jako źródło zakażeń. Na co dzień sprawia on wrażenie człowieka o zszarpanych nerwach, a to właśnie mogą być te niepokojące objawy.
Deklaracja pana ministra Sikorskiego została złożona w momencie, gdy tygodnik „Wprost” wydrukował fragmenty nagranej przed trzema laty rozmowy byłego wicepremiera i ministra edukacji w rządzie premiera Jarosława Kaczyńskiego, a obecnie mecenasa Romana Giertycha z redaktorem Piotrem Nisztorem.
Przedmiotem tej rozmowy, z której „Wprost” drukuje in extenso tylko wypowiedzi Romana Giertycha, a wypowiedzi pana Nisztora omawia, nawiasem mówiąc w tonie niesłychanie dla niego pochlebnym – więc przedmiotem tej rozmowy był szantaż i to podwójny. Po pierwsze – mecenas Giertych próbował namówić p. Nisztora do odstąpienia od publikacji książki o Janie Kulczyku, od lat zajmującym pierwsze miejsce na liście najbogatszych Polaków, za wynagrodzeniem w wysokości 400 tys. złotych, a po drugie – mecenas Giertych proponował p. Nisztorowi utworzenie spółki, która zajmowałaby się szantażowaniem najbogatszych Polaków.
Mechanizm tego szantażu wyglądał tak, że p. Nisztor zbierałby kompromaty i pisałby kolejne książki, a potem – oczywiście za odpowiednią opłatą – odstępował od ich publikacji, zaś mecenas Giertych zapewniałby mu osłonę prawną.
Gwoli ukazania kontekstu sprawy warto dodać, że „Wprost” opublikował te rewelacje w momencie, gdy mec. Giertych w imieniu ministra Sikorskiego zawiadomił prokuraturę o zorganizowanej grupie przestępczej, dokonującej nielegalnych podsłuchów, w której uczestniczy również redakcja tego tygodnika. Mec. Giertych nie zaprzecza, że projekt utworzenia takiej spółki panu Nisztorowi przedstawił, ale twierdzi, że to była tylko „legenda”, która miała skłonić p. Nisztora do współpracy z mec. Giertychem w sprawie odstąpienia od publikacji książki o Janie Kulczyku.
Rzecznik Jana Kulczyka twierdzi, że miliarder wcale mec. Giertychowi takiej misji nie powierzał. Inna sprawa, że mec. Giertych nie twierdzi, że zlecenie otrzymał od Jana Kulczyka, tylko od jego przyjaciela, który chciał mu zrobić taki prezent. Jak tam było, tak tam było – być może wyjaśni to Rada Adwokacka, która wszczęła wobec mec. Giertycha stosowne postępowanie, a być może niczego nie wyjaśni, tylko wszystko, włącznie z całą aferą podsłuchową, zakończy się wesołym oberkiem.
Jest to prawdopodobne tym bardziej, że w najwyższych kręgach władzy, nadzorujących i nakręcających Umiłowanych Przywódców naszego nieszczęśliwego kraju musiała zapaść decyzja o ochronie państwa przed „destabilizacją”. W związku z tym zarówno pan premier Tusk, jak i Umiłowani Przywódcy drobniejszego płazu przechodzą do porządku nad treścią podsłuchanych rozmów, nieubłaganym palcem wskazując po pierwsze – na nielegalny charakter podsłuchów, a po drugie – na konieczność ochrony państwa przed destabilizacją. Taką argumentacją posługują się dzisiaj wszyscy Umiłowani, co wskazuje na jeden ośrodek dyspozycyjny.
Rozbierając sobie jednak z uwagą sprawę pana mec. Giertycha niepodobna nie zauważyć co najmniej dwóch rzeczy: po pierwsze – że wspomniana spółka szantażująca najbogatsze osoby w państwie musiałaby korzystać nie tylko z ochrony prawnej – co ewentualnie mógłby zapewnić mec. Giertych, chociaż również w tej dziedzinie raczej nie przeceniałbym jego możliwości – ale przede wszystkim musiałaby korzystać z ochrony politycznej, bez której ochrona prawna mogłaby okazać się nic nie warta. A kto mógłby udzielić takiej ochrony politycznej? Z uwagi na to, iż nie tylko towarzyska zażyłość pana mec. Giertycha z panem ministrem Sikorskim stanowi tajemnicę poliszynela, podejrzenia siłą rzeczy kierują się w jego stronę.
Polityczna pozycja pana ministra Sikorskiego, który przebył długą drogę od „Szpaka” do potencjalnego kandydata na ministra spraw zagranicznych Unii Europejskiej po angielskiej komunistce pani Ashton, mogłaby być może wystarczyć do zapewnienia politycznej ochrony takiej spółce, – chociaż niekoniecznie, bo – po drugie – nie zapominajmy, że obiektem szantażu miały być najbogatsze osoby w kraju.
Ja przynajmniej niektóre z nich podejrzewam, że administrują kapitałami powierzonymi im przez razwiedkę i chociaż przez te wszystkie lata mogli dorobić sobie coś na boku na własny rachunek, to przecież nadal muszą się rozliczać. Zagadkowe niepowodzenia, jakie ostatnio dotknęły pana Ryszarda Krauze, po którym stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej spółki „Petrolinvest”, kontrolującej spółkę „Silurian”, posiadającą wiele koncesji na eksploatację gazu łupkowego w Polsce objął w grudniu ubiegłego roku 35-letni pan Marcin Dukaczewski, syn ostatniego szefa Wojskowych Służb Informacyjnych, pana generała Marka Dukaczewskiego, pokazują, że te podejrzenia nie są pozbawione podstaw.
W takiej jednak sytuacji pozycja polityczna pana ministra Sikorskiego mogłaby jednak okazać się zbyt wątła do zapewnienia takiej spółce ochrony politycznej, zwłaszcza gdyby osobistości szantażowane otrzymały auxilia od okupującej Polskę razwiedki.
Co więcej – ujawnienie przez „Wprost” planów pana mec. Giertycha musiało wzbudzić w tych kręgach zrozumiałe oburzenie i pragnienie wymierzenia kary, a w tej sytuacji „wściekłość” pana ministra Sikorskiego wydaje się bardziej zrozumiała. Na razie korzysta on z formuły ochrony państwa przed destabilizacją, ale przecież w którymś momencie również ta formuła, podobnie jak wszystko na tym świecie, wyczerpie swoje możliwości, no a wtedy – „żegnajcie mi na zawsze chłopcy i dziewczęta, żegnajcie druhowie i ty, miłości ma!”
I pomyśleć, że wszystko za sprawą paru nieostrożnych słów, jakie w nieodpowiednim towarzystwie wypowiedział przy wódeczce pan mecenas Giertych! Podczas przesłuchania przez resortową „Stokrotkę” mecenas Giertych starał się trzymać fason, ale niewiele mu to dało, bo pod koniec inwestygacji „Stokrotka” rzuciła mu w twarz wyznanie, że „nienawidzi homofobów” – jako że we wspomnianej rozmowie pozwolił on sobie nie tylko na dowcipy o sodomitach, ale nawet rzucił pomysł sporządzenia ich listy. Dostarczył w ten sposób niepodważalnego dowodu, że kwarantanna, jakiej został poddany w związku z pragnieniem przejścia na jasną stronę Mocy, nie przyniosła pożądanych rezultatów.
Tymczasem opozycja, zwłaszcza w osobie pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego próbuje dyskontować aferę podsłuchową, składając co i rusz wnioski, a to o wotum nieufności wobec rządu, a to o wotum nieufności wobec ministra Sienkiewicza – ale wszystkie te przedsięwzięcia sprawiają wrażenie usiłowań nieudolnych, w dodatku nieudolnych świadomie. Nie chodzi nawet o to, że wszystkie parlamentarne ugrupowania opozycyjne nie dysponują odpowiednią większością, a rządowa koalicja nieustępliwie stoi na nieubłaganym gruncie ochrony państwa przed destabilizacją – ale przede wszystkim dlatego, że prezes Kaczyński nawet nie próbuje koordynować swoich poczynań z pozostałymi ugrupowaniami opozycyjnymi w Sejmie.
Widać zatem, że nie chodzi o to, by zaszkodzić rządowi premiera Tuska, ale o to, by wśród swoich zwolenników utrwalić wrażenie, iż PiS jest jedyną prawdziwą opozycją. Widać to również w sposobie „jednoczenia prawicy” – bo to cykliczne widowisko właśnie zostało wznowione. Odbyła się rozmowa prezesa Kaczyńskiego z przywódcą Solidarnej Polski panem Ziobrą – oczywiście bez rezultatu, podobnie jak nie przyniosły rezultatu umizgi pobożnego posła Jarosława Gowina, który również pragnąłby wśliznąć się w – nazwijmy to elegancko – łaski prezesa Kaczyńskiego.
Nawiasem mówiąc, z punktu widzenia partyjnego, taktyka prezesa Kaczyńskiego jest całkowicie racjonalna, bo jej celem jest zmarginalizowanie i wreszcie likwidacja politycznej konkurencji z prawej strony – i dlatego PiS oraz jego medialne zaplecze rozkręca „przemysł pogardy” wobec Kongresu Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikke, który w wyborach do PE wysunął się na czwarte miejsce, wyprzedzać nawet PSL.
Pozorność tych wszystkich ruchów sprawia, że wydarzeniem tygodnia stała się sprawa pana prof. Bogdana Chazana, którego prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz postanowiła zdjąć ze stanowiska dyrektora Szpitala pod wezwaniem Świętej Rodziny za „złamanie obowiązującego prawa”.
To „obowiązujące prawo” za sprawą Umiłowanych Przywódców jest jednym stekiem nonsensów – ale jeśli działalności prawotwórczej przyświeca chęć kompromisu, to inaczej być nie może – czego najlepszym dowodem jest wielbłąd. Jak wiadomo, wielbłąd jest to koń zaprojektowany przez komisję – no i taki właśnie charakter ma „obowiązujące prawo”. Z jednej strony uznaje prawo lekarzy do klauzuli sumienia, ale jednocześnie nakłada na nich obowiązek wskazania lekarza bez sumienia – chociaż jak wiadomo, nie są prowadzone żadne tego rodzaju rejestry.
Ale już Stefan Kisielewski zauważył, że socjalizm bohatersko walczy z problemami nie znanymi w innym ustroju, więc decyzja pani Gronkiewicz-Waltz otworzyła nowy front – bo z jednej strony pojawiły się wątpliwości, czy nie powinna zostać ekskomunikowana, z drugiej – wokół prof. Chazana gromadzi się ruch poparcia, a z trzeciej – tylko patrzeć, jak do ofensywy przejdzie postępactwo.
Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl
| | | Electra | 01.11.2024 01:15:56 |
|
|
| Strona: 1 / 3>>> strony: [1]23 |
Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!! |
|